Złap się za Słowo - dzień czterdziesty czwarty - pięćdziesiąty
Robi się coraz cieplej i mam nadzieję, że to już oznaki zbliżającej się wiosny. Tęskni mi się za słońcem, zielenią, śpiewem ptaków i wolnymi godzinami, które można spędzać na spacerach lub czytając na plantach.
Na zarzuty faryzeuszów Jezus odpowiada zdecydowanie. Wspomina o Dawidzie, który wraz z towarzyszami zaspokoił głód chlebami pokładnymi, przeznaczonymi do spożycia jedynie dla kapłanów. Tym samym zaznacza, że oni również złamali prawo, a jednak nie popełnili grzechu, nie wystąpili przeciw Bogu.
Wydarzenia ze Starego Testamentu wyraźnie podkreślają, że ludzie nieraz występowali przeciw Panu i nie zawsze spotykało się to z Jego gniewem. Skoro król Izraela mógł spożyć pokarm przeznaczony jedynie dla kapłanów, dlaczego uczniowie Jezusa nie mogą zrywać kłosów zboża, by się posilić? Bóg nie czyha na człowieka, nie trzyma się sztywno przykazań.Widzi znacznie szerzej. Nie zostawia również swoich dzieci samych. Nie karze za to, że ktoś pragnie ukoić jedną z podstawowych potrzeb ludzkich.
Jezus jest Panem szabatu. Może on znacznie więcej niż Dawid. Wie, że przyzwalając apostołom na zrywanie zboża nie czyni nic złego. Kieruje się troską o swoich przyjaciół, która jest ważniejsza niż przepisy prawa. Miłość ma być na pierwszym miejscu. Warto zwrócić uwagę na sytuację, kontekst. Pomyśleć, co wywoła większą krzywdę. Mogę sztywno trzymać się wszystkich reguł, ale w życiu zdarzają się sytuacje, gdy trzeba ustąpić, inaczej spojrzeć na wydarzenia. Jeśli kieruję się sumieniem i miłością, Bóg zawsze poprowadzi mnie właściwą drogą. Nawet, gdyby otoczenie mówiło coś całkiem innego.
dzień czterdziesty piąty
Jedna z ważniejszych prawd, jaka pada w rozmowie z faryzeuszami. Szabat został ustanowiony dla człowieka a nie odwrotnie. To prawo służy ludziom a nie oni prawu. A nad tym wszystkim panuje Syn Człowieczy.
Na początku był człowiek, dopiero potem pojawiły się przepisy prawa. Bóg dał przykazania, by ludzie nie zbłądzili. To drogowskazy pomagające dobrze przeżyć życie i trafić do nieba. Poza nimi pojawiły się rozliczne nakazy, prawa, które porządkowały życie religijne i moralne człowieka. Czasami narzekamy na mnogość wszelkiego rodzaju powinności czy zakazów, ale jak już pisałam wystarczy spojrzeć na to od innej strony, uśmiechnąć się i przeczytać, do czego nas to wszystko zachęca. Jeśli jednak ktoś uważa, że jest tego wszystkiego za dużo to może zaglądnąć do dwóch nadrzędnych przykazań, które mieszczą w sobie wszelkie powinności. Mianowicie do przykazania miłości Boga i bliźniego. W nich zamyka się wszystko.
Św. Augustyn pisał "Kochaj i rób, co chcesz". Jeśli kochamy z głową, nie musimy się obawiać. Wszystko będzie na swoim miejscu i faktycznie wolność, jaką odczujemy stanie się ogromna. Dziś walentynki, tak sobie patrzę na ten fragment tekstu i myślę, że jakoś mi się wpasowuje w to święto. Nie żeby mi się z nim kojarzyli faryzeusze czy przepisy prawa ;), ale skoro prawo zostało ustanowione dla mnie to również cały świat. I nawet, jeśli ktoś dzisiejszy wieczór spędza samotnie, nawet jeśli tęskni za uczuciem i bliskością drugiego człowieka, nie jest sam. Popatrz na świat dookoła, jest piękny i został stworzony dla Ciebie. To wszystko powstało z miłości, podobnie jak Ty. Ktoś kocha Cię nieskończenie mocno i nie zapomina o Tobie. Przygotował coś pięknego. Nie wiem, czy jutro spotkasz tę osobę, która jest Twoim dopełnieniem. Może stanie się to za tydzień, miesiąc, rok? Ale wiem jedno, Bóg ogromnie Cię kocha i nic tego nie zmieni.
Synagoga, Jezus spotyka tam człowieka z uschniętą ręką. Wchodzi i pierwsze, co rzuca Mu się w oczy, to cierpienie bliźniego, nieszczęście, które go spotkało. Wokół czuwają jednak ludzie, czyhają by sprawdzić, czy uzdrowi tego chorego mimo szabatu.
Wkurzają Was uczeni w Piśmie i uczynni szpiedzy, którzy chodzą krok w krok za Jezusem i czekają tylko na Jego potknięcie? To trochę jak w kreskówkach, takie podążające za tobą cienie, o istnieniu których doskonale zdajesz sobie sprawę, bo sztuką byłoby ich nie zauważyć. Ja wiem, że to przerysowany obraz, ale jakoś oddaje ducha sytuacji. Jest nauczyciel, który głosi Boga, wzywa do nawrócenia, pomaga chorym i opętanym a jakaś grupa bierze sobie za cel zniszczenie Go. Rozumiem, że działanie i słowa Chrystusa często wywoływały szok, budziły lęki. To dla mnie zrozumiałe, bo jakby nie było, boimy się tego, czego nie rozumiemy i co nas przewyższa. Nie lubimy, gdy ktoś wyrzuca nam grzechy, obłudę, fałsz. Ale przecież prawda jest jedna i trzeba schować uprzedzenia i dumę do kieszeni i powiedzieć sobie, jak jest. Jest jednak małe "ale", lepiej usunąć niewygodnego człowieka, niż zmienić siebie, prawda? Zaczaić się, zdyskwalifikować, a wtedy będę wybielony.
Czasem zderzam się z prawdą jak ze ścianą i to boli. Nie mam monopolu na nieomylność, ba, nie wiem czy kiedykolwiek mi się ona zdarzyła ;) choćby w jednej sprawie ;). Księga Wyjścia zaznacza, że kto znieważa szabat będzie ukarany śmiercią. Tego zdają się chcieć ludzie pragnący potknięcia Pana. Trochę mnie te słowa przerażają, bo jak dobry Bóg mógłby karać za pomaganie komuś, czy nawet zwykłe ludzkie odruchy. Jezus przychodzi z miłosierdziem, odmienia obraz Boga, który kojarzy się ze strachem. Bp. Grzegorz Ryś pisze, że miłosierdzie do skandal. Czemu tak jest? Bo często dotyczy ludzi, którzy są wykluczeni. Ciężko przełknąć, że ktoś, kto po ludzku spaprał wszystko, przegrał wiele lat, nagle dostaje szansę równą wygranej w totka. Pan pochyla się nad nim, uzdrawia, pomaga często nawet w sprawach czysto ludzkich, finansowych. I nagle jakiś wredny głosik odzywa się we mnie, ale jak to tak? To ja się tutaj staram, modlę, a ten nic się nie przejmuje i ma lepiej.
Każdy chyba choć raz w życiu słyszał ten głos. A ja uczę się odpowiadać, ale zaraz, co ja wiem o tym człowieku? O jego drodze, przeszłości, bólu? Może ma on więcej skruchy i żalu niż ja. Albo to ostatnia szansa i Bóg rzuca się za nim na głęboką wodę, a ten w końcu dostrzega wyciągniętą dłoń. Łatwo zazdrościć i oceniać. Tak, miłosierdzie jest skandalem, bo dosięga tych, najbardziej potrzebujących, odszczepieńców, niegodnych. Bóg widzi inaczej i dobrze, bo miałabym przechlapane. Nie jest mi łatwo zrozumieć wielu rzeczy, a jednak usiłuję. I jakoś staram się nie być tym cieniem, który z oburzeniem patrzy na miłość, będącą życiem. Co tak naprawdę może być karane śmiercią? Chyba brak współczucia i miłosierdzia, bo jeśli mam serce z kamienia, to już dawno nie żyję.
Proste pytanie, co wolno czynić w szabat. Czy można czynić dobro czy zło, zabijać czy ocalić życie? Tymi słowami Jezus zamyka usta tym, którzy chcieli Jego klęski.
Nigdy nie jest tak, że za dobro spotka nas kara. W szabat można było złamać przepisy, jeśli to miało na celu uratować czyjeś życie, bo jest ono ważniejsze niż prawa. Bóg miłuje człowieka i nie stawia ponad nim nakazów. Każde Jego dziecko jest ważne. Polemika do której prowokuje Chrystus oznacza Jego wygraną. Nikt nie śmie powiedzieć, że Stwórca zakazuje czynić dobrze, gdyż On jest dobrem najwyższym. Jednocześnie Mistrz uświadamia tym ludziom, w jakiej obłudzie żyją, widząc przepisy, a nie dostrzegając człowieka.
Jezus od początku wiedział, Kim jest. My musimy się odnajdywać, poznawać, pozwalać się kształtować. Jeśli nie wiem, kim tak naprawdę jestem, ciężko będzie mi podejmować decyzje. Swój los oddam w ręce tych, którzy manipulują lub będą chcieli mi narzucić coś, co nie jest moją drogą życiową. O. Tomasz Nowak pisze, że trzeba stawiać sobie poprzeczkę wysoko. Niepewność, niskie poczucie własnej wartości, lęk, kłamstwa, w które się uwierzyło, sprawiają, że nie stanę się orłem. Podetnę sobie skrzydła i nigdy nie osiągnę tego, co zaplanował dla mnie Bóg, wielkiego szczęścia. Nie można uciekać, chować się. Wiem doskonale, że budowanie od nowa, walka z kompleksami, leczenie ran jest trudne. Nieraz trzeba naprawdę wiele czasu, by stanąć na nogi, ale nie jest się w tej drodze samemu. Bóg zawsze towarzyszy człowiekowi. Jest gotów uzdrowić, nawet jeśli nie jestem ideałem, mam uschniętą rękę, grzechy i nie wiem, kim tak naprawdę jestem. Wystarczy zaufać, otworzyć się, dać poprowadzić. Nie być orłem w kurniku, ale rozwinąć skrzydła i zobaczyć jak może być wspaniale. Poczuć wiatr i wznieść się na wyżyny, przecież "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp 4,13). Odwagi Kochani, nie jesteśmy sami :).
Milczenie i upór ludzi wywołują gniew i smutek Jezusa. Serca jego przeciwników są zatwardziałe, a oni wyraźnie nie dostrzegają, że w szabat należy czynić dobrze. Chrystus w tej ciężkiej ciszy nakazuje choremu wyciągnąć rękę i uzdrawia go.
Staram się zachowywać przykazania, unikać grzechu. Czy sprawia to, że jestem dobrym człowiekiem? Miłość i czynienie dobra to najważniejsze wyznaczniki chrześcijaństwa. Wiara nie może być martwa. Domaga się czynów, miłowania bliźniego. Boli zatwardziałość przeciwników Jezusa. Ich uporczywe milczenie wobec nieszczęścia człowieka. Jest wiele zła na świecie, czy reaguję na nie? Czy potrafię przeciwstawić się większości, gdy wymaga tego sytuacja? Umiem powiedzieć, że nie zgadzam się, że należy postąpić inaczej?
Ks, Jan Kaczkowski zwraca uwagę na to, o czym mówił Jan Paweł II. Każe wymagać od siebie. Nie szukać usprawiedliwienia, nie zwalać na okoliczności, problemy, trudności. Weź się w garść! Zacznij działać. Przyjmij odpowiedzialność za siebie i swoje czyny. Nie przechodź obojętnie wobec tego, co się dzieje. Nie pozwalaj na zło. Oglądałam wczoraj dobranockę o. Adama Szustaka. Historia, którą opowiedział dała mi do myślenia. Nic nie jest jednoznaczne, nie znam Bożych zamiarów. Czasem jest tak, że to, co wydaje mi się nieszczęściem, wcale nim nie jest. Podobnie coś, co pojmuję jako szczęście, może okazać się czymś innym. Trzeba wielkiego wysiłku i mądrości, by umieć odróżnić jedno od drugiego.
Film wklejam z kanału Langusta na palmie
Faryzeusze i zwolennicy Heroda naradzają się. Chcą zabić Jezusa. Problem w tym, że nie wiedzą jeszcze kiedy i jak.
Szczerze? Nie lubię tych ludzi. Wredni faryzeusze i zwolennicy Heroda. Panowie świata, którzy zawsze wszystko wiedzą lepiej. Ci, którym sprzeciwiać się nie wolno. Wywyższone jednostki, sytuujące się nad wszystkimi. Co siedzi w tych mężczyznach? Jak wielka jest ich pycha, zatwardziałość, ciemność. Spotykają się niemal na co dzień z człowiekiem, który opowiada o Bogu i swoim postępowaniem świadczy o dobroci Stwórcy. Przepowiada Miłość i obdarowuje nią innych. Leczy, pociesza, wysłuchuje. A oni zazdrośni, wzburzeni, ślepi, widzą tylko obrazę i bluźnierstwo. Dwa różne światy, które się nie spotkają.
Zastanawiam się, czy to tak było, że oni od pierwszego spotkania zapałali nienawiścią do Chrystusa. Czy sytuacja pogłębiała się w miarę upływu czasu? Nie rozumiem postępowania faryzeuszy, ale nierzadko wcale nie jestem od nich lepsza. Czy grzesząc, odcinając się od Boga, nie przypominam tych, którzy tak działają mi na nerwy? Pan jednak nie odrzuca nikogo. Mimo zła, śmierci, którą na siebie ciągle ściągam, uporu, zawsze przebacza. Ciężko zrozumieć taką miłość, bo wymyka się z jakichkolwiek ram logicznych. Jest ona jednak tym, co najlepsze w życiu. Nie można jej nie doceniać. Staram się myśleć o tym, że grzesząc, ranię przyjaciela. Wredne, prawda? Zasmucam kogoś, kto mnie kocha i chce mojego dobra. Czasem ciężko ująć nam Boga w takim ludzkim znaczeniu - przyjaciel, to najwłaściwsze słowo.
Nie ocenia, nie odtrąca. Zawsze czeka z otwartym sercem. Byle tylko nie stać się faryzeuszem, nie pozwolić, by własne słabości zasłoniły to, co najważniejsze i Tego, Kto najważniejszy.
Wielki tłum podąża za Nauczycielem. Byli to ludzie z Judei, Jerozolimy, Idumei, Zajordania, okolic Sydonu i Tyru. Szli za Nim ujęci czynami.
Postanowiłam sprawdzić jak to wszystko wyglądało. Miejsca, o których pisze Ewangelista to nie ulice naszych miast. Nie sąsiadujące ze sobą domy. Ci ludzie szli kawał drogi, by spotkać się z Chrystusem. Niektórzy pewnie wędrowali dzień lub kilka. Dystans był spory, ale najważniejsze było, by dotrzeć. Co nieśli ze sobą w serach? Pragnęli uzdrowienia? Chcieli zobaczyć lub doświadczyć cudu? Przyciągały ich słowa Jezusa? A może jego postępowanie tak inne od tego, co czynili faryzeusze. Bez względu na powód gromadzili się i słuchali słów Ewangelii.
Lubię myśleć, że Jezus patrzył z uśmiechem na tych ludzi, że odczuwał radość z ich przybycia. Na pewno większość przychodziła albo z konkretną prośbą albo z czystej ciekawości, ale to nie znaczy, że spotkanie nie mogło ich odmienić. Przecież nawet sama droga jest ważna, świadczy o tym, że człowiek podjął wysiłek z konkretnego powodu. Może było z nimi tak jak ze mną, gdy chodzę po górach. Odczuli tę wolność, radość, nagle coś do nich wróciło. Konkretne słowa, którym pozwolili się przemieniać. Każdej nauce musi towarzyszyć droga. Ona jest istotnym elementem przemiany. Daje szansę, by uwolnić się od dręczących myśli, kompleksów. Czasami idąc na szczyt, wzdycham do Boga. Mam nadzieję, że kocha wariatów, bo zdecydowanie nie każdy szczyt to dobry pomysł ;). Nie, nie wybieram czegoś ponad moje możliwości, ale gdy jestem zmęczona, mam dość, a przede mną jeszcze wiele godzin wędrowania, właśnie tak rozmawiam z Bogiem. Uśmiecham się i nie boję, że coś się stanie. Wiem, że jestem w dobrych rękach, że warto iść dalej, bo coś się we mnie otworzy. Tak jak warto wstać wcześniej, by dłużej się pomodlić, pobyć z Bogiem, poświęcić Mu te 5 minut więcej niż zwykle.
Ludzie przychodzili do Boga z daleka. Nie tylko On wychodził do nich, oni też pokonywali drogę. Doszło do spotkania przyjaciół. Obym z każdego takiego wędrowania powracała przepełniona Duchem Bożym i radością.
dzień czterdziesty ósmy
Milczenie i upór ludzi wywołują gniew i smutek Jezusa. Serca jego przeciwników są zatwardziałe, a oni wyraźnie nie dostrzegają, że w szabat należy czynić dobrze. Chrystus w tej ciężkiej ciszy nakazuje choremu wyciągnąć rękę i uzdrawia go.
Staram się zachowywać przykazania, unikać grzechu. Czy sprawia to, że jestem dobrym człowiekiem? Miłość i czynienie dobra to najważniejsze wyznaczniki chrześcijaństwa. Wiara nie może być martwa. Domaga się czynów, miłowania bliźniego. Boli zatwardziałość przeciwników Jezusa. Ich uporczywe milczenie wobec nieszczęścia człowieka. Jest wiele zła na świecie, czy reaguję na nie? Czy potrafię przeciwstawić się większości, gdy wymaga tego sytuacja? Umiem powiedzieć, że nie zgadzam się, że należy postąpić inaczej?
Ks, Jan Kaczkowski zwraca uwagę na to, o czym mówił Jan Paweł II. Każe wymagać od siebie. Nie szukać usprawiedliwienia, nie zwalać na okoliczności, problemy, trudności. Weź się w garść! Zacznij działać. Przyjmij odpowiedzialność za siebie i swoje czyny. Nie przechodź obojętnie wobec tego, co się dzieje. Nie pozwalaj na zło. Oglądałam wczoraj dobranockę o. Adama Szustaka. Historia, którą opowiedział dała mi do myślenia. Nic nie jest jednoznaczne, nie znam Bożych zamiarów. Czasem jest tak, że to, co wydaje mi się nieszczęściem, wcale nim nie jest. Podobnie coś, co pojmuję jako szczęście, może okazać się czymś innym. Trzeba wielkiego wysiłku i mądrości, by umieć odróżnić jedno od drugiego.
Film wklejam z kanału Langusta na palmie
dzień czterdziesty dziewiąty
Faryzeusze i zwolennicy Heroda naradzają się. Chcą zabić Jezusa. Problem w tym, że nie wiedzą jeszcze kiedy i jak.
Szczerze? Nie lubię tych ludzi. Wredni faryzeusze i zwolennicy Heroda. Panowie świata, którzy zawsze wszystko wiedzą lepiej. Ci, którym sprzeciwiać się nie wolno. Wywyższone jednostki, sytuujące się nad wszystkimi. Co siedzi w tych mężczyznach? Jak wielka jest ich pycha, zatwardziałość, ciemność. Spotykają się niemal na co dzień z człowiekiem, który opowiada o Bogu i swoim postępowaniem świadczy o dobroci Stwórcy. Przepowiada Miłość i obdarowuje nią innych. Leczy, pociesza, wysłuchuje. A oni zazdrośni, wzburzeni, ślepi, widzą tylko obrazę i bluźnierstwo. Dwa różne światy, które się nie spotkają.
Zastanawiam się, czy to tak było, że oni od pierwszego spotkania zapałali nienawiścią do Chrystusa. Czy sytuacja pogłębiała się w miarę upływu czasu? Nie rozumiem postępowania faryzeuszy, ale nierzadko wcale nie jestem od nich lepsza. Czy grzesząc, odcinając się od Boga, nie przypominam tych, którzy tak działają mi na nerwy? Pan jednak nie odrzuca nikogo. Mimo zła, śmierci, którą na siebie ciągle ściągam, uporu, zawsze przebacza. Ciężko zrozumieć taką miłość, bo wymyka się z jakichkolwiek ram logicznych. Jest ona jednak tym, co najlepsze w życiu. Nie można jej nie doceniać. Staram się myśleć o tym, że grzesząc, ranię przyjaciela. Wredne, prawda? Zasmucam kogoś, kto mnie kocha i chce mojego dobra. Czasem ciężko ująć nam Boga w takim ludzkim znaczeniu - przyjaciel, to najwłaściwsze słowo.
Nie ocenia, nie odtrąca. Zawsze czeka z otwartym sercem. Byle tylko nie stać się faryzeuszem, nie pozwolić, by własne słabości zasłoniły to, co najważniejsze i Tego, Kto najważniejszy.
dzień pięćdziesiąty
Wielki tłum podąża za Nauczycielem. Byli to ludzie z Judei, Jerozolimy, Idumei, Zajordania, okolic Sydonu i Tyru. Szli za Nim ujęci czynami.
Postanowiłam sprawdzić jak to wszystko wyglądało. Miejsca, o których pisze Ewangelista to nie ulice naszych miast. Nie sąsiadujące ze sobą domy. Ci ludzie szli kawał drogi, by spotkać się z Chrystusem. Niektórzy pewnie wędrowali dzień lub kilka. Dystans był spory, ale najważniejsze było, by dotrzeć. Co nieśli ze sobą w serach? Pragnęli uzdrowienia? Chcieli zobaczyć lub doświadczyć cudu? Przyciągały ich słowa Jezusa? A może jego postępowanie tak inne od tego, co czynili faryzeusze. Bez względu na powód gromadzili się i słuchali słów Ewangelii.
Lubię myśleć, że Jezus patrzył z uśmiechem na tych ludzi, że odczuwał radość z ich przybycia. Na pewno większość przychodziła albo z konkretną prośbą albo z czystej ciekawości, ale to nie znaczy, że spotkanie nie mogło ich odmienić. Przecież nawet sama droga jest ważna, świadczy o tym, że człowiek podjął wysiłek z konkretnego powodu. Może było z nimi tak jak ze mną, gdy chodzę po górach. Odczuli tę wolność, radość, nagle coś do nich wróciło. Konkretne słowa, którym pozwolili się przemieniać. Każdej nauce musi towarzyszyć droga. Ona jest istotnym elementem przemiany. Daje szansę, by uwolnić się od dręczących myśli, kompleksów. Czasami idąc na szczyt, wzdycham do Boga. Mam nadzieję, że kocha wariatów, bo zdecydowanie nie każdy szczyt to dobry pomysł ;). Nie, nie wybieram czegoś ponad moje możliwości, ale gdy jestem zmęczona, mam dość, a przede mną jeszcze wiele godzin wędrowania, właśnie tak rozmawiam z Bogiem. Uśmiecham się i nie boję, że coś się stanie. Wiem, że jestem w dobrych rękach, że warto iść dalej, bo coś się we mnie otworzy. Tak jak warto wstać wcześniej, by dłużej się pomodlić, pobyć z Bogiem, poświęcić Mu te 5 minut więcej niż zwykle.
Ludzie przychodzili do Boga z daleka. Nie tylko On wychodził do nich, oni też pokonywali drogę. Doszło do spotkania przyjaciół. Obym z każdego takiego wędrowania powracała przepełniona Duchem Bożym i radością.
Komentarze
Prześlij komentarz