W klatce autodestrukcji - Agnieszka Lis "Pozytywka" - Recenzja
Ślub
miał być bajkowy, a wyszedł przytłaczający. Ogromna suknia, naręcza kwiatów,
czerwony dywan. Koszty znacznie przekroczyły możliwości rodziców, ale czego się
nie robi dla jedynej córki. Ceremonia, która nawiązywała do zaręczyn księżnej
Diany, była wstępem do cudownej przyszłości, wszak Monika wychodziła za
bogatego mężczyznę z dobrej rodziny. Gdy emocje opadły i zaczęło się codzienne
życie, okazało się, że dziewczyna nie odnajduje się w nowej rzeczywistości.
Robert był jej miłością, ale czuła się obco w wielkim domu. Namiętnie sprzątała,
unikała towarzystwa teściów, którym nie chciała przeszkadzać, a którzy
odbierali ją jako dziką wiochę, która nie potrafi się zachować. Z czasem Teresa
zaczęła nawiązywać nić porozumienia z synową, której przecież miała nigdy nie
polubić za zabranie jej ukochanego syna. Wszystko zaczynało się układać. Pojawiły się nowe możliwości, pomysły, na które dziewczyna sama by się nie zdecydowała, w
końcu ujawniły talenty, których istnienia nawet nie podejrzewała. Wszystko to w
cieniu cierpienia. Smutek splatał się z dobrymi wieściami, perspektywy rozwoju
z pragnieniem rzucenia się w wir pracy, pozwalający zapomnieć o wszystkim.
Bohaterka
to zakompleksiona dziewczyna, która miała dbać o dom i rodzić dzieci. A te jak
na nieszczęście nie chciały się pojawić. Za namową Teresy, która całe życie
żałowała, że nie stała się kimś, podjęła pracę w biurze znajomego teściów, a
następnie rozpoczęła studia. Po początkowych trudnościach, zaczynała radzić sobie z wszystkim. Zdawała egzaminy, coraz lepiej rozumiała zagadnienia i czuła się dobrze.
W końcu udało się jej także zajść w ciążę. Monika parła do przodu niczym burza,
choć sama dziwiła się, że potrafi studiować, pracować i znosić częstą nieobecność męża.
Czekała na dziecko, które miało niedługo pojawić się na świecie. Życie
potoczyło się jednak inaczej niż planowała. Nieoczekiwana tragedia na zawsze
zmieniła pokorną i niepewną siebie dziewczynę i wytyczyła drogę, o której nawet
nie śniła... Czy będzie to jednak szczęśliwa ścieżka?
Powieść
Agnieszki Lis uderzyła mnie swoim gorzkim tonem. Zaczyna się jak w bajce,
choć czytelnik od razu widzi, że to tylko pozory. Jednak bohaterka kocha swojego wybranka, który niby się stara, pragnie być dobrym mężem i zależy mu na
niej, ale coś podpowiada odbiorcy, że jest też druga strona medalu. Robert jest
w zasadzie dużym dzieckiem. Żona ma go wielbić, zachwycać się nim, spędzać z
nim upojne noce i dać mu swobodę robienia tego, na co ma ochotę. A on cóż...,
lubi wyjazdy integracyjne, niezobowiązujący seks i absolutnie nie może znieść
tego, że małżonka ma aspiracje i może okazać się inteligentną i kreatywną
dziewczyną, a nie wiochą, za jaką mają ją teściowie i mąż. To lekkoduch, który
nie dorósł do dojrzałego związku i nie potrafi odnaleźć się w roli męża i ojca.
Tymczasem Monika to jego zupełne przeciwieństwo. Z osoby, która miała być
sprzątaczką i matką i która z trudem przedarła się przez pierwszą książkę, wyrasta na studentkę, sekretarkę, potem jednego z najlepszych pracowników,
jakiego przełożony może sobie zażyczyć. Pracoholizm, będący wynikiem przebytej
tragedii czyni z niej świetną specjalistkę. Co prawda gubi siebie po drodze,
ale nie można zarzucić jej braku skuteczności i stawania na wysokości
powierzanych jej zadań. Skwapliwie korzysta z rad modowych udzielonych jej
przez teściową. Umie świetnie wykorzystać wszystko, czego się nauczyła. Podczas trwania akcji obserwujemy ogromną przemianę, którą
przechodzi bohaterka. Autorka na jej przykładzie udowadnia, że ciężką pracą
można osiągnąć sukces, że nie ma rzeczy niemożliwych, choć czasami zdobycie wysokiej
pozycji sporo kosztuje. Teresa, chyba najbardziej niejednoznaczna dla mnie
postać tej powieści, bo w zasadzie trudno mi stwierdzić, jaka naprawdę jest.
Niby lubi synową, ale nie przestaje myśleć o niej per „wiocha”. Stara się uczyć
ją życia na własnych błędach i to właśnie dzięki niej dziewczyna staje się
całkiem inną osobą, choć stale obecne kompleksy i niepewność siebie musi
maskować profesjonalizmem, pracowitością i szorstkim charakterem, ale w głębi
duszy nadal nie ma o niej zbyt dobrego zdania. W końcu Damian, kolega ze
studiów. Chłopak, który moim zdaniem bardzo pasuje do Moniki. Żałuję, że nie
poznałam go bardziej i że jest to postać raczej epizodyczna niż główna, gdyż
chętnie przeczytałabym coś więcej o relacji bohaterki z tym mężczyzną.
„Pozytywka”
to opowieść o złudzeniach szczęścia, utracie, przemianie, dojrzewaniu, nieumiejętności
budowania trwałych i głębokich więzi, ale także o nienawiści i zagubieniu.
Autorka świetnie pokazuje mechanizmy obronne człowieka, jego przemianę, na
którą mają wpływ czynniki wewnętrzne i zewnętrzne. Ciekawie przedstawia proces
adaptowania się do nowej sytuacji i przemiany kary w styl życia, pogrążania się
w obowiązkach, które z czasem stają się całą rzeczywistością. Uwidacznia, jak
pod maską perfekcjonizmu, ogromnej gorliwości i pomysłowości kryją się ból,
strach, autodestrukcja i odraza względem siebie. Jak brak więzi domowych rodzi
problemy z budowaniem własnego rodzinnego gniazda. Agnieszka Lis prowadzi
czytelnika przez zmagania głównej bohaterki z żalem, samotnością i rosnącym
poczuciem winy oraz autoagresją. Wprowadza w świat pozbawiony ciepła, troski,
miłości, pozytywnych uczuć. Rzeczywistość, w której szuka się ucieczki od
wszechobecnej samotności, niezrozumienia, w której bliźni jest obcy, a relacje
z bliskimi płytkie i powierzchowne. Poznajemy zatem realia wielkiej korporacji,
w której człowiek jest tylko trybikiem, nawet jeśli okazuje się złotym
dzieckiem. Wart jest tyle, ile można na nim zarobić i dopóki można to zrobić. W
powieści brak nadziei. Wszystko toczy się ustalonym torem w myśl zasady czas
leczy rany, choć jest to proces długi i wypełniony żmudną i trwającą niemal
całą dobę pracą. Obserwujemy jak zmienia się człowiek pozbawiony oparcia i
choćby jednej życzliwej osoby, kogoś, kto rozświetli jego świat. Obcość,
samotność, gorycz i smutek to uczucia, które wysuwają się na plan pierwszy w
powieści. Nawet samo zakończenie nie jest dla mnie takie optymistyczne jakby mogło się
wydawać, jest po prostu na wskroś życiowe. A jednak nie sposób oderwać się od
tej książki. Czaruje, zniewala, porywa, właśnie dlatego, że jest szczera do
bólu.
Jeśli
lubicie prawdziwe historie, które nie stronią od trudnych tematów i pokazują
siłę ludzkiej woli „Pozytywka” jest zdecydowanie dla Was. To mądra powieść,
która porusza warte przedstawienia, niełatwe zagadnienia. Wnika w kobietę
pozostawioną samej sobie i skazaną na łatkę „wiochy”. Kobietę, która musi od
podstaw zbudować swój świat. Pokazuje również jak bardzo nasze
mniemanie o sobie odbija się na innych i jak mimo sukcesów można stracić wiele
lat życia. Nie jest to książka lekka, ale wciągająca i niepozwalająca oderwać
się od lektury. I choć mam mieszane uczucia, co do finału historii, to ogromnie
cieszę się, że ją przeczytałam, gdyż dała mi ona do myślenia, a na
takie właśnie książki czeka się najbardziej. Ze swojej strony serdecznie
polecam.
Za
egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Agnieszka
Lis, Pozytywka, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2016.
Komentarze
Prześlij komentarz