Kerry Drewery "Dzień 7" - Recenzja




"Nie zapominajmy, jak diametralnie spadła liczba przestępstw z użyciem przemocy, odkąd wprowadziliśmy Głosowanie dla Wszystkich. Czy chcą państwo wyrzucić całe to bezpieczeństwo przez okno? Wątpię. Takie oskarżenia nie są niczym więcej niż właśnie oskarżeniami i nie zasługują na nasze zainteresowanie. Przecież jednym z powodów, dla których rozwiązano sądy, było ciągłe zagrożenie korupcją, często uniemożliwiającą wymierzanie sprawiedliwości. Dilerzy narkotyków dostawali niższe wyroki za to, że wsypywali wspólników, morderców sądzono za nieumyślne spowodowanie śmierci, jeśli przyznali się do winy i w ten sposób zaoszczędzili sądowi wydatków, policjantom odpuszczano, jeśli godzili się przymykać oko na cudze grzechy. To musiało się skończyć!" - s. 39

Zastanawialiście się kiedyś, jakby to było być sędzią? Dzierżyć w rękach czyiś los? Być odpowiedzialnym za przyszłość nie tylko drugiego człowieka, ale również wszystkich wokół? Tylko czy podjąłbyś dobrą decyzję? Czy ważniejsze są suche fakty, motywacje, stan oskarżonego, w końcu jakaś doza miłosierdzia? Podjęcie decyzji wcale nie jest takie oczywiste. A potem trzeba z nią żyć.

Po wielkim finale "Celi 7" Martha jest już bezpieczna. Za to do celi śmierci trafia jej ukochany Isaac. Wszystko powtarza się od nowa. Tortury, pogrywanie sobie z ludzką psychiką, program "Sprawiedliwością jest śmierć", głosowanie. Bohaterka uczestniczy w tym zamkniętym kole, nie wiedząc, co może zrobić. Zaskakuje ją komplikująca się rzeczywistość i działania władz. Są jednak ludzie, którzy nie zgadzają się z wizją rządzących. Sytuacja zagęszcza się, a chłopak nie mając pojęcia, co dzieje się za murami, balansuje na granicy nadziei na wydostanie się na zewnątrz i pogodzenia się z nieuchronną śmiercią.  Czy uda się go uratować? 


"Cóż za niespodziankę nam zgotowałeś! Panie i panowie, przyznam wam się, że jestem wstrząśnięta! Sądziłam, że sprawa jest oczywista, a tymczasem nie! Swoją drogą, bardzo to smutne, gdy ktoś przedkłada jednostkę ponad społeczeństwo. Najwyraźniej Jase jest zgorzkniały i stracił z oczu priorytety." - s. 237

Przyznam, że myśląc o kontynuacji powieści Kerry Drewery spodziewałam się czegoś zgoła innego. Nie chcę pisać za wiele, by nie spoilerować i nie psuć nikomu czytelniczej przyjemności, ale autorka mnie zaskoczyła. Nadal mamy do czynienia z rwaną opowieścią i patrzeniem na świat z wielu różnych perspektyw, co jest ciekawe. Język często jest kolokwialny, momentami nieco irytuje, innym razem pokazuje jak łatwo dzięki niemu sterować innymi. Wszystko jednak wypływa z wydarzeń, które mają miejsce. Sama fabuła z jednej strony zaskakuje prostotą, z drugiej kilka razy zbiła mnie z tropu. Podczas lektury miałam czasami wrażenie, że przepraszam za to dosadne stwierdzenie, czytam o ogłupiałej masie, która nawet, gdyby bezpośrednio i dotkliwie zderzyła się z prawdą niczym ze ścianą i tak nic by z tym nie zrobiła. Sam fakt istnienia wytwórni "Oko za oko" i pierwsze strony dają do myślenia na temat kondycji nie tyle moralnej, co intelektualnej społeczeństwa opisanego w powieści. Jest jak poprzednio głęboki rozdział między bogatymi i biednymi, ale powoli zaczynają ukazywać się smaczki, perfidia, zaszczucie, wygodnictwo, rezygnacja, niemal szaleństwo. Motywacje są różne, a często jest nią po prostu omotanie i głupota. Szerzej rozwinięty jest sam problem sprawiedliwości i nabiera tu on głębszego sensu, nawet jeśli uwidacznia się to nieraz w kilku prostych zdaniach. Zadziwia fakt, jak łatwo wmówić innym, że system jest dobry i działa tak, jak powinien. Usunąć wątpliwości, moralność, podstawowe prawa należne człowiekowi. 

Autorka porusza ważny temat w przystępnej formie. Pokazuje, do czego może dojść, gdy zrezygnujemy ze znanego wymiaru sprawiedliwości. Zarówno "Cela 7" jak i "Dzień 7" to polemika z wypaczoną wersją demokracji, a może lepiej byłoby powiedzieć z systemem autorytarnym, który daje tylko złudzenie wolności, bo praktyki stosowane przez rządzących zarówno w stosunku do więźniów, jak i do społeczeństwa są naprawdę straszne. Momentami miałam dość odległe, ale jednak skojarzenia z "Rokiem 1984" Orwella, tylko tu wszystko jest uładzone, schowane pod przykrywką szeroko pojętej demokracji. Zdumiewa jednak zaślepienie ludzi. Czytając aż uderzała mnie tendencyjność "Sprawiedliwością jest śmierć" i "Dzwoń po sprawiedliwość" i nie chodzi tu o sztuczki władzy, tuszowanie prawdy, szykanowanie, odwracanie kota ogonem. Sama warstwa językowa jest bardzo znacząca i wiele mówi. Podobała mi się przemiana bohaterów, gdyż po tym, co przeżyli nie są już tacy sami. Dotykają swoich granic, wycieńczenia, strachu, bezsilności, dojrzewają do prawdy. Zaskakujące jest zakończenie, które po raz kolejny zostawia czytelnika z masą pytań. 

Plusem książki jest to, że pokazuje jakie szkody może wywołać pojmowanie świata jedynie w czarno-białych barwach. Kierowanie się zasadą oko za oko bez względu na wszystko, manipulowanie ludźmi. Pogłębiający się rozdźwięk społeczny między myślącymi a zmanipulowanymi. Choć zastanowić się należy, czy bezsilność jest tu jedynie wynikiem przekonania o sile przeciwnika, zmęczenia w walce o przetrwanie czy wynika z innych pobudek. Z jednej strony książka dostarcza tematów do dyskusji i przemyślenia, z drugiej irytuje zaślepieniem wielu postaci. Emocji na pewno nie zabraknie. 

Kerry Drewery udowadnia, że formuła powieści dystopijnych jeszcze się nie wyczerpała. Nadal można zaskoczyć czytelnika, rozniecić złość, frustrację, niezgodę, bunt wobec przedstawionej rzeczywistości. Mówi się, że jeśli książka nie wywołuje żadnej reakcji, jest źle. Zapewniam, że "Dzień 7" nie pozostawi was obojętnych. Zmieniające się koleje losu, przyszłość, z którą ciężko się pogodzić, walka o lepsze jutro, knowania rządu i przerażający system sprawiają, że powieść naprawdę wciąga. Prosty język, krótkie rozdziały i wywołujący emocje bohaterowie to kolejne plusy. "Dzień 7" to młodzieżówka, ale taka, która skłania do zastanowienia się nad postawionymi problemami i pytaniami. Dyskutowania z wydarzeniami, przed którymi zostają postawione postaci. Czasami można się z tym nie zgodzić, innym razem uśmiechnąć się, gdy w końcu coś idzie do przodu, ale na pewno nie jest to książka, która przechodzi bez echa. Finał oczywiście jak przystało na autorkę zostawia czytelnika z mętlikiem w głowie i prawdopodobną wizją rozwiązania sytuacji, która niekoniecznie okaże się prawdopodobna, gdyż Kerry Drewery lubi zaskakiwać. 



Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Młody Book

Kerry Drewery, Dzień 7, przeł. Iwona Michałowska-Gabrych, wyd. Młody Book, Katowice 2018. 

Komentarze

  1. Bardzo lubię takie książki i na pewno sięgnę najpierw po Celę 7, a później Dzień 7. Szkoda, że nie ma więcej części, bo w takich historiach chciałabym jak najszybciej przeczytać wszystko i poznać ostateczne zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także czekam na finał tej historii, ponieważ autorka mocno podkręca emocje. Okazuje się, że nadal da się napisać całkiem oryginalne historie :). Daj znać po lekturze, jak Ci się podobało. Pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz