Przemysław Wilczyński "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd" - Recenzja


"To właśnie ten styl i ta wizja człowieka odróżniają najwyraźniej Jana Kaczkowskiego od innych księży, również tych, których ma wówczas dookoła siebie. Włącznie, a może nawet na czele z księdzem Mazurem, z którym skądinąd się lubi, nie szczędząc mu wszelako - i vice versa - licznych złośliwości. Wieczorna koncelebra, mszy przewodniczy inny wikary, na wezwanie "Przekażcie sobie znak pokoju" Mazur mówi do kolegi: "Pokój z tobą, ślepcze!", by po chwili - ku uciesze słyszących ministrantów, lektorów i proboszcza - usłyszeć: "I z tobą, grubasie!". - s. 176

Rozmawiając z Przemysławem Wilczyńskim na Targach Katolickich Wydawców byłam jeszcze przed lekturą jego książki. Mówiliśmy wówczas, że ks. Kaczkowski już za życia stał się legendą. Na przekór wszystkiemu, co lansują media i współczesny świat. W dobie idealnych figur, operacji plastycznych, prostego, przyjemnego i gęsto lukrowanego obrazu codzienności, pięknych zdjęć z Instagrama, hygge i unikania trudnych tematów zainteresowanie księdzem, który zajmował się osobami terminalnie chorymi i sam nie wpisywał się w kanony współczesnych trendów, było co najmniej zaskakujące. Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic przeciwko dbaniu o siebie, hygge, czy pięknym kompozycjom zdjęciowym. Nie rozumiem po prostu pomijania milczeniem problematycznych kwestii w przestrzeni publicznej oraz prawdy, że na świecie istnieje również cierpienie, choroby i ludzie, którym należy się pomoc i pamięć. 


I tu nagle popularność zdobywa człowiek, który akcentuje to wszystko. Sam z problemami zdrowotnymi, ograniczeniami fizycznymi, potem chorobą nowotworową pokazuje, że mimo wszystko można żyć na pełnej petardzie, cieszyć się każdym dniem. Daje zupełnie inny od znanego wielu obraz człowieka i kapłana. Nie boi się rozmów, telewizji, internetu. Często w dość mocnych słowach mówi o tym, co dzieje się w Kościele. Broni Jurka Owsiaka, stwierdzając, że chętnie posiedzi z nim w piekle, piętnuje szkodliwe zjawiska, apeluje o potrzebę mądrzejszego prowadzenia życia duchowego i bycia otwartym w stosunku do kapłanów i kandydatów na księży. Jest inny, wymyka się schematom, nie jest wobec siebie pobłażliwy, nie roztkliwia się nad trudnościami. Jeśli zaczyna jakiś projekt poświęca mu się bez reszty. Często, co będzie ukazywał w książce autor, idzie drogą niemal od końca, pomysł, realizacja, a potem zgody. Działa z wielkim rozmachem, ale i namysłem.



Jego droga życiowa jest szalenie fascynująca, choć niełatwa. Wyrasta w inteligenckim domu. Odbiera bardzo dobre wykształcenie, jest ambitny i nauczony, że pokazywanie swoich niedociągnięć nie ma sensu, można za to wykazać się lepiej w innych dziedzinach. Mądra pedagogika matki, czyni go osobą, która nie tylko nie boi się wyzwań intelektualnych i realizowania kolejnych przedsięwzięć, ale absolutnie nie chce żadnej taryfy ulgowej. Jego charakter sprawia, że potrafi poradzić sobie z przeciwnikami. Przyciąga ludzi nawet tych, którzy początkowo nie są mu przychylni. Problem napotyka dopiero w seminarium. To inny świat, który rządzi się swoimi prawami, głęboką instytucjonalnością i brakiem otwartości na świeże i niekonwencjonalne spojrzenie czy pomysły. Jan otwarcie mówi o tym, że powołanie swoją drogą a władze seminarium swoją. Mimo iż sam zostaje kapłanem zdaje sobie sprawę, że przed wieloma osobami mimo szczerej chęci głoszenia Ewangelii drzwi pozostają zamknięte.

"Jezus musiał być załamany wiedzą o swoim losie jeszcze bardziej niż ja, dowiedziawszy się o chorobie. (...) Powiem to panu wprost: sam nie uniósłbym informacji, że umrę za kilka miesięcy. Myślę, że Chrystus - mówiąc obrazowo - płakał, denerwował się, cierpiał. Bóg jest Bogiem kochającym, wchodzącym w nasze nieszczęście". - s. 369

Nie jest doskonały jak spiżowy pomnik, którym mam wrażenie, chcielibyśmy go uczynić. Pomaga chłopcom ze szkoły, w której uczy. Staje się dla nich w pewien sposób ojcem, ale ma też swoje uczucia i nie zawsze potrafi pogodzić się z ich dorastaniem. W swoich wielkich ambicjach wydaje się kilka razy zbytnio zapędzać w słowach i czynach. Różni się mocno od Kaszubów, bardziej powściągliwych, zamkniętych w sobie, nieufnych wobec obcych. A jednak z biegiem czasu staje się ważną częścią społeczności Pucka, do którego trafił po święceniach, z którymi też był problem. Następne lata to czas wzmożonej i ogromnie intensywnej pracy w szpitalu, szkole, w końcu w hospicjum, najpierw tym domowym, potem stacjonarnym. Wyjazdy, wywiady, spotkania, książki, posługa duszpasterska. Czytelnik odnosi wrażenie, że aktywnościami ks. Kaczkowskiego można by  spokojnie obdzielić kilka osób a przecież to wszystko robi jeden mężczyzna z ogromną wadą wzroku i chorobą nowotworową.



Przemysław Wilczyński wykonał naprawdę wielką pracę pisząc biografię ks. Jana. Pozostaję pod ogromnym wrażeniem zgromadzonego materiału, odbytych rozmów, licznych maili, prób skontaktowania się z kurią, docierania do tych mniej znanych faktów, zapoznania się z jego tekstami. Przede wszystkim jednak najbardziej ujęła mnie rzetelność dziennikarska autora. "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd" nie jest bowiem laurką na cześć tego niezwykłego kapłana, ale tekstem pokazującym wiele aspektów życia i charakteru bohatera. To nie żaden ideał bez wad, ale człowiek z krwi i kości. W poszukiwaniu prawdy o onkocelebrycie, jak określał siebie ks. Kaczkowski, dziennikarz odziera bohatera z kolejnych warstw legendy, jaka narosła wokół jego osoby. Odbrązawia kapłana, który walczył ze swoimi słabościami, bywał zbyt ambitny, nieraz podchodził do spraw nazbyt emocjonalnie. Pokazuje wytrwałość, siłę, ale też ludzki obraz księdza. Jego czułość, wrażliwość, cięty język, dosadny i inteligentny humor. Wspomina o tym, że ksiądz nie unikał trudnych tematów, potrafił o każdej porze dnia i nocy być dla innych, choć gdy trzeba było bez problemu umiał tupnąć nogą i głośno wyrazić swoje zdanie. Czasem bywał zbyt wymagający wobec innych, może nie do końca potrafił zrozumieć ludzi, którzy się poddali, których przerosło życie, choroba, doznane krzywdy. Zawsze jednak starał się być dobrym kapłanem, oddanym Bogu, mającym wielki szacunek do Eucharystii i co najważniejsze, mądrze trwającym przy odchodzących. Zdaje sobie sprawę z tego, że mimo świetnego języka, ciekawie przedstawionego materiału, rzetelności i innych zalet, nie wszystko w tej książce spodoba się tym, którzy cenią ks. Kaczkowskiego. Że pewne rzeczy będzie im trudno przyjąć, sama miałam z tym problem podczas lektury. Ale to jedna z tych książek, które uczą pokory i pokazują, że każdy ma wady, dlatego świętość jest ludzka, osiągalna, jest dla każdego. Bohater książki Przemysława Wilczyńskiego to człowiek godny naśladowania z wielu względów. Szczególnie warto jednak o nim pamiętać, gdy jest ciężko, gdyż ograniczenia da się pokonywać, a życie na pełnej petardzie powinno być celem każdego.

Fragment książki znajdziecie TU.


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu WAM.

Przemysław Wilczyński, Jan Kaczkowski. Życie pod prąd, wyd. WAM, Kraków 2018.


Komentarze

Prześlij komentarz