Sztuka trwania - Beata Kanik "Czuwałam przy uchylonym oknie" - Recenzja
„Znowu prosiłam Boga, aby nie zabrał go do siebie, kiedy mnie przy nim nie będzie. Te powroty do domu były dla mnie niesamowitą męczarnią. Bardzo się bałam, bo w ciągu nocy wiele mogło się wydarzyć. Dopiero kiedy byłam sama, w swoim pokoju, mogłam pozwolić sobie na płacz i rozpacz, mogłam wyrzucić z siebie wszystkie negatywne uczucia, bo tam nikt mnie nie widział”. – s. 52
Gdy ktoś ci bliski choruje,
zaczynasz inaczej patrzeć na świat. Nagle to, co wydawało się ważne, ulega
całkowitemu przewartościowaniu. Namacalnie odczuwasz w sobie zmianę. Inaczej
myślisz, inaczej czujesz, inaczej żyjesz. Czas płynie całkiem irracjonalnie.
Liczą się rzeczy, które wcześniej uciekały gdzieś na bok, bo przecież trzeba
było zarobić na lepszy samochód, nowsze i modniejsze ciuchy, zrobić karierę. Wychodzisz ze szpitala i nie rozumiesz świata. Wszystko dla ciebie
zwalnia. Ze ściśniętym sercem patrzysz na przechodniów zdziwionym wzrokiem,
gdzie ci ludzie się spieszą? Po co? Przecież twój świat się zatrzymał. Został w
szpitalnym lub hospicyjnym pokoju. W jasnych ścianach, wypełnionych ciszą i
oddechami chorych. Tam wśród aparatury medycznej jest część twojego serca, a
może ono całe. Jest ktoś kogo kochasz, kto zmaga się z chorobą i tylko to się
liczy. Czy nikt nie widzi tego cierpienia? Wyczerpany wracasz do świata.
Bierzesz głęboki oddech i idziesz prowadzony miłością.
Niełatwo trwać przy umierającej
osobie. Trudniej jeszcze o tym pisać. Ująć w słowa cały wachlarz emocji, które
towarzyszą człowiekowi każdego dnia, nazwać po imieniu wszystkie lęki, bóle,
obawy. Beata Kanik przeżyła śmierć męża i dziecka. Na początku przyszło zmagać
się jej z chorobą nowotworową dopiero wkraczającego w dorosłe życie syna.
Marcin był zdrowym, zaradnym, inteligentnym, młodym mężczyzną. Pewnego
dnia usłyszał jednak diagnozę, której nikt nie chciałby znać. Nowotwór
złośliwy. Od tego czasu zaczęła się długa i męcząca walka o powrót do zdrowia,
a potem o jeszcze kilka chwil na tym świecie. Napisać że nie było łatwo, to nie
napisać nic. Rak zbierał żniwo, a matczyne serce pękało z bólu. To jednak nie
był koniec bolesnej drogi Beaty. Gdy wydawało się już, że po tragedii, jaką jest
dla matki strata dziecka, można jeszcze żyć, że można złapać ulotną jak motyl
lepszą chwilę, życie znów boleśnie zraniło autorkę odbierając jej męża, który
również zmarł na raka, choć w całkiem inny sposób niż syn.
„Czuwałam przy uchylonym oknie” to dla mnie
bardziej wyznanie i tak traktowałam tę książkę, choć nie mogę powiedzieć, jest
napisana bardzo zgrabnie. To wgląd w świat uczuć i reakcji osoby, która
opiekowała się dwojgiem śmiertelnie chorych ludzi i to było dla mnie najważniejsze. Nie ma tu dywagacji
filozoficznych, kreowania siebie niczym bohatera. Jest szczere wyznanie kobiety,
która była zmęczona psychicznie i fizycznie do granic możliwości, mimo ogromu
miłości do syna i męża. Jest wielka samotność i zmaganie się z wszechogarniającym
strachem. Beata Kanik jest świadoma wartości każdego dnia, który przeżywa z
dzieckiem i ukochanym. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ma mało czasu,
dlatego tak często powtarza pewne rzeczy, tak gorąco zapewnia o swojej miłości.
Pragnie zdążyć nim nadejdzie śmierć. W końcu to paraliżujący
wyścig z czasem, bo nigdy nie wiadomo, co zdarzy się za chwilę. Autorka pokonuje samą
siebie, by być przy tych, których kocha, choć opieka i trwanie kosztują ją
naprawdę wiele. Uczy się zakładać maskę pogodnej mamy i żony, mimo że jej serce
pęka. Stale dopinguje syna, by walczył z chorobą. Z trudem przyjmuje, że kiedyś
trzeba pozwolić odejść drugiemu człowiekowi, że czasami to dla niego lepsze, bo
ból ustaje, cierpienie psychiczne już nie dolega, a zmęczone do granic
możliwości ciało, może w końcu odpocząć. Ale świat się nie kończy, trzeba trwać
dalej, zająć się żyjącymi, domem, bieżącymi sprawami.
Książka tej niezwykłej kobiety to
opowieść o sile, jaka ukryta jest w każdym człowieku. To rzecz o zapominaniu o
sobie, bo bliscy liczą się bardziej. To historia miłości w wydaniu mąż-żona,
matka-dziecko. Autorka roztacza wzruszającą i doprowadzającą do łez opowieść, w
której słychać również cichą prośbę, by pamiętać o tych, którzy opiekują się
chorymi, gdyż im też potrzebne jest „wrażliwe słowo, czuły dotyk”, maleńki
luksus odsapnięcia choćby przez chwilę, posiadania jakiegoś oparcia. Kochając kogoś, kto odchodzi zakładasz
maskę, stwierdza. Pokazujesz siłę, dajesz nadzieję. Jesteś ostoją i miłością, choć ból jest ogromny i przytłaczający. Nie wiem,
na ile osoby chore wiedzą co dzieje się we wnętrzu najbliższych, ale na pewno
zdają sobie sprawę z tego, że nie jest im łatwo. Beata Kanik nie kryje kotłujących
się w niej emocji, choć jest osobą bardzo wyważoną i spokojną. W piękny sposób
przedstawia historię od drugiej strony. Portretuje nie tylko cierpienie
chorego, który jest najważniejszy, ale i towarzyszących mu ludzi. Najbliższych,
trwających cały czas przy łóżku. Moim zdaniem to ważne, by mówić też o osobach
współcierpiących i tym co przeżywają, bo to wcale niełatwe przeżyć kolejny
dzień. Być, bać się, walczyć o siłę, uśmiech, nadzieję, gdy brak energii, by
wstać, gdy coraz bardziej widać, że trzeba pozwolić komuś odejść. Ta książka to
głos samotnego człowieka, który potrzebuje przystani, choć sam jest nią dla
bliskiej osoby, a który zdaje się mówić, nie zostawiajcie mnie samego.
„Czuwałam przy uchylonym oknie”
nie jest lekturą łatwą ani lekką. To głęboka opowieść o bólu, stracie,
cierpieniu, ale i znajdowaniu siły w Bogu i miłości do bliskich i nie
poddawaniu się. To apel do tych, którzy mają w swoim otoczeniu podobną sytuację,
by dali z siebie coś tym, którzy są przy chorych. By otworzyli swoje serce, bo
uśmiech na twarzy i pełne czułości spojrzenie może czasem ukrywać ogromny ból,
samotność, strach, pustkę i wielkie pokłady łez. Jeśli zatem nie boisz się
trudnych historii, sięgnij po tę książkę, obudź swoje serce, otwórz się, bo
naprawdę warto. Nawet najmniejsze gesty w trudnych chwilach zapadają w pamięć,
stają się promieniem słońca, który może rozświetlić duszę.
Beata Kanik, Czuwałam przy
uchylonym oknie, Wydawnictwo WAM, Kraków 2016.
Komentarze
Prześlij komentarz