Manuela Gretkowska "Faworyty" - Recenzja
"Nie miała prawa zdążyć. Zaspy, zawierucha, wyjące wilki. Nie miała prawa go tak bardzo kochać. Udało się, siłą woli pokonała czas i przestrzeń. Po drodze z pragnienia jadła śnieg, byle nie tracić czasu na postojach. Dlaczego to zrobiła? Dla fantazji. Tak, ale i fantazji o kimś, kto porwałby się dla niej na szaleństwo. Dniami, nocami przedzierał się z różą w prezencie. Niby nic, a naprawdę po najważniejsze - po miłość." - s. 172
XVIII wiek, pięknie zdobione suknie, przepych, bale, wystawne życie arystokracji, zafascynowanie Francją. Polska Stanisława Augusta Poniatowskiego. Obiady czwartkowe, kwitnąca kultura, coraz słabsza pozycja kraju, sejmiki z przekupną szlachtą, myślącą jedynie o własnych interesach, coraz większe roszczenia carycy Katarzyny i wewnętrzna walka o wpływy.
Na dworze króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, pragnącego stworzyć z Warszawy drugi Paryż i zbudować kolejną kulturalną stolicę Europy, nie dzieje się dobrze. Zbliża się sejm walny poprzedzony sejmikami ziemskimi, władczyni Rosji umacnia swoje wpływy w Polsce, a król zajęty jest przyjmowaniem gości, marzeniami o małżeństwie z carycą i prowadzeniem bujnego życia seksualnego. Trzy arystokratki walczą między sobą o łaskę władcy, jego zainteresowanie, budowanie swojej pozycji, miłość. Izabela Czartoryska słynąca ze swojej fantazji wydaje się nieco zdziecinniała, ale nie cofnie się dla ukochanego przed niczym. Magdalena Sapieha nie widzi świata poza swoim Stasiem, a Elizabeth Lubomirska przybiera dla króla maskę uległej faworyty, ale prowadzi podwójną grę.
Słabość kraju to jedno, charakter króla skutkujący uległością wobec obcych mocarstw to inna rzecz. Ostatni król Polski nie zapisał się w historii naszego kraju zbyt dobrze. Manuela Gretkowska odmalowuje postać Stanisława Augusta Poniatowskiego w dość pejoratywny sposób. Na kartach książki król sprawia wrażenie wyrośniętego dziecka, które nie potrafi rozwiązywać samodzielnie problemów. Jest uzależniony od rodziny, zapatrzonej jedynie w swoje interesy. Dodatkowo sytuację komplikują dążenia miłości jego życia - Katarzyny. Gdy tylko dochodzi do jakichś kłopotów, władca zdaje się bezradnie rozkładać ręce, kryć za innymi i wielokrotnie powtarzać, że przecież nic nie może, zwłaszcza, że szlachta go nie popiera. Dziwi jego wyuczona bezradność, podkreślona kruchym zdrowiem, napadami choroby i nieposkromionym apetytem seksualnym. To bardziej bawidamek niż władca kraju. Nie zaskakuje zatem sytuacja polityczna w Rzeczypospolitej, skoro władca przekonany o swojej iluzorycznej władzy zdaje się zajmować jedynie własnymi przyjemnościami. W opozycji do niego pisarka stawia trzy kobiety, które poświęcą naprawdę wiele, by zyskać to, czego pragną. Każda z nich ma inne motywacje, każda swoje sekrety i marzenia. Dla jednej król jest ucieleśnieniem miłości, dla drugiej rycerzem na białym koniu, dla trzeciej kluczem do zdobycia władzy i kierowania Polską.
"Sprowadź Madeline. (...) Pozbądź się ladacznic. Mała Czartoryska ma wielkie ambicje, a wielka Lubomirska małe serce. - Klepnęła go w policzek. - Słuchaj matki." - s. 149
Relacje między faworytami nie są dobre. Począwszy od małych uszczypliwości, przez pogardę, na brutalnym traktowaniu konkurentek kończąc. Czytelnik obserwuje, komu tak naprawdę zależy na Stanisławie, a dla kogo jest tylko środkiem do osiągnięcia celu. Wraz z rozwojem akcji początkowo niewinne i kąśliwe uwagi oraz impertynencja przybierają na sile. Poczynania niektórych bohaterek stają się ostrzejsze i coraz bardziej niebezpieczne. Kobiety odkrywają karty, zawiązują kolejne sojusze, robią wszystko, by zdyskwalifikować konkurentki. Wielką rolę odgrywają tu także wpływ rodziny i dążenie do posiadania w królu swojej marionetki. Można współczuć manipulowanemu i wykorzystywanemu władcy, ale jest to uczucie jedynie chwilowe. Przez większość czasu bohater budzi więcej złości ze względu na słabość charakteru i gnuśność. Co innego jego kochanki. Narażane na nieprzyjemności, szargające swoją reputację, nie zważają na nic, byle tylko być bliżej króla. Na uwagę zasługuje również królewski lokaj, dolewający w historii oliwy do ognia. Cichy obserwator, ale też uczestnik wydarzeń pałacowych.
Siadając do lektury "Faworyt" Manueli Gretkowskiej miałam nadzieję na lekko pikantną opowieść o zakulisowych niesnaskach, walce o władzę w kostiumie historycznym. Liczyłam na inteligentne, pełne sprytu, mniejszych i większych złośliwości czy uszczypliwości sytuacje. Pełnokrwistą historię o wielkiej polityce i wpływie kobiet na jej kształtowanie. Sprawdziły się zdania na okładce, że wszystko kręci się wokół seksu, poza samym seksem, gdyż on kręci się wokół władzy. Seks jest w powieści środkiem do celu. To dzięki niemu faworyty zyskują przychylność, ale i tracą szacunek społeczny i dobre imię. To on stanowi główny temat książki odmieniany przez wiele przypadków. Polityka schodzi na dalszy plan. Dziwi brak jakiejkolwiek moralności bohaterów. Wysyłanie córki czy żony do króla to nic zdrożnego. Rodziny faworyt nie cofną się przed niczym, by ugrać dla siebie jak najwięcej. Same relacje, jakie w nich występują budzą sporo kontrowersji - mężczyźni traktują kobiety jak przedmiot, którym można swobodnie dysponować dla własnych zysków. Zachowania ojca czy męża bohaterek nierzadko powodowały mój niesmak. Nie jestem pruderyjna, ale pewne sceny były zbyt rozbudowane i obscenicznie. Zabrakło mi u Gretkowskiej drugiego dna. Większej dawki polityki oraz psychologii. Wszystko jest dość jednoznaczne, zbyt uproszczone, choć może rzeczywiście sprawa jest tak banalnie prosta.
Po zapoznaniu się z blurbem liczyłam na więcej. Chciałam napięcia, pokazania wybiegów, które stosowano, by zyskać jak najwięcej, odmalowania relacji rodzinnych. Dostałam prostą opowieść, w której seks lub brutalność jest kluczem do absolutnie wszystkiego. Język też był nierówny. Przechodził z literackich opisów do niesmacznych momentami wstawek seksualnych, choć trzeba przyznać, że część schadzek była opisana zgrabnie, bez niepotrzebnego epatowania każdym możliwym szczegółem. To było moje pierwsze spotkanie z Manuelą Gretkowską i przyznam szczerze, że nie wiem, czy będą następne. Zabrakło mi bowiem spełnienia obietnic z okładki książki, treść nie porwała mnie, a pikanteria została sprowadzona do tego, czego najbardziej nie lubię w książkach - języka bulwarowego, często odbierającego jakiekolwiek niedopowiedzenia. Za mało tu dla mnie miejsca na wyobraźnię czytelnika, za wiele dosłowności i wulgarności. Pozostała część książki fabularnie i językowo jest poprawna, ale to dla mnie stanowczo za mało.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak
Manuela Gretkowska, Faworyty, wyd. Znak, Kraków 2020.
Komentarze
Prześlij komentarz