Goran Vojnović "Moja Jugosławia" - recenzja
Choć piszę o książkach od dobrych 20 lat, czasami nadal nie wiem, jakich słów użyć. Pozostaję mała i niemal bezradna wobec historii, które przerastają mnie swoją wagą. Ta należy do takich. Krótka powieść, którą czytałam ładnych kilka dni. Którą musiałam gruntownie przemyśleć.
"On był zbiegłym zbrodniarzem wojennym, a ja opuszczonym bohaterem, ale czułem, że moje życie ukarało mnie tak, jak ukarało go jego życie, bo obaj ukrywaliśmy się przed ludźmi, obaj tkwiliśmy w mrocznych labiryntach naszych wewnętrznych światów, jakbyśmy odbywali tę samą karę. Nie wiem, ile razy myślałem o tym, że jego zbrodnia jest także moją zbrodnią, i akceptowałem to z wolna, jak przez cały czas akceptowałem wszystko, co niosło mi życie." - s. 237
Zbrodnia i kara. Ale co jeśli kara dotyka kogoś, kto nic nie zrobił? Kto być może sam karze siebie za coś, o czym wie tylko podskórnie? A może to coś jeszcze innego, co odgradza od drugiego człowieka i zmienia życie w nieznośne pasmo niepewności i samotności?
W poszukiwaniu korzeni
Jedno wydarzenie, które przekreśliło dzieciństwo Vladana. Jeden rok, który naznaczył całe jego życie. Oczekiwanie na wakacyjny wyjazd, marzenie o słodkim lenistwie, przygodach, radosnych dniach spędzanych z rodziną. Piękna historia, która mogłaby być wstępem do zupełnie inaczej powieści o rodzinie. Tak się jednak nie dzieje. Rok 1991 jest początkiem końca. Wyjazd z domu, mieszkanie w hotelu, coraz bardziej oddalająca się matka, milczenie, kolejna zmiana adresu, potem następna. Uczenie się nowego języka. Cisza, która rozrywa wszystko. Niezrozumienie i bunt pozostawionego dziecka. Nieobecność ojca.
Powrót tych wspomnień po siedemnastu latach za sprawą dziwnego napisu i informacji w Internecie. Rozgoryczony Vladan próbuje na nowo poskładać wszystko. Chce wiedzieć, czy jego rzekomo zmarły ojciec naprawdę żyje i ukrywa się jako zbrodniarz wojenny. Sprawa nie jest łatwa. Praktycznie zerwane więzi z matką, brak pomysłu od czego zacząć, mętlik w głowie, nie pomagają bohaterowi. Krok po kroku wykorzystuje jednak wspomnienia i zaczyna szukać prawdy.
Wyjeżdża z kraju w poszukiwaniu swojej historii, która urwała się nagle dawno temu. Stara się uzupełnić luki, zasklepić rany, znaleźć odpowiedzi. Jego prywatne śledztwo prowadzi go do domu dziadków, dawnych przyjaciół ojca i nieznajomych, których lepiej byłoby unikać. W końcu doprowadza do konfrontacji z zamkniętą w sobie matką. Wpływa także na jego relację z ukochaną i dalsze życie. Odsłania nieznane karty historii rodziny, które przesiąknięte są tragedią.
Rzecz o samotności
Jest dla mnie coś, co łączy powieści z krajów byłego Związku Radzieckiego. Wszystkie przesycone są samotnością bohaterów, niemal namacalnym smutkiem i szarością. Choć każda inna, są w tym do siebie podobne. To poczucie rezygnacji, beznadziei, jakiegoś bólu egzystencjalnego wynikającego z tłumienia tradycji, uczuć, prawdziwego oblicza. Czasem zaś wypływające z upadku świata, którego częścią byli, w którego ideologię głęboko wierzyli. Osobliwe to wszystko.
Podobnie jest w "Mojej Jugosławii". Od pierwszych stron uderza poczucie wyobcowania Vladana. To odgrodzenie się murem od każdego człowieka i każdej rzeczy, która mogłaby skrzywdzić bohatera. To nieustanne, męczące czuwanie, by jakoś przetrwać kolejny dzień. By już nigdy nie tracić. Równocześnie z nim dostrzegłam ból spowodowany tym, o czym Maria Kuncewiczowa pisała w "Cudzoziemce", dojmującym przekonaniem o tym, że nigdzie się nie przynależy. Bo kim jest bohater, który ma dwa języki ojczyste, nie mówi o swoim dzieciństwie, nie ma praktycznie żadnych relacji rodzinnych czy korzeni? Który prześlizguje się pomiędzy ludźmi i pomiędzy dniami, jeśli nie człowiekiem głębokiej samotności. Cudzoziemcem w każdym miejscu.
"Moja Jugosławia" - moja opinia
Goran Vojnović konfrontuje czytelnika z nie lada wyzwaniem. Wpuszcza go do obcego mu świata, aczkolwiek w jakiś sposób uniwersalnego, bo każdy potrzebuje zakorzenienia. Świadomości tego, kim jest, skąd się wywodzi, jakie ma dziedzictwo. Tymczasem Vladan zdaje się być nadal małym chłopcem, dla którego życie zatrzymało się, a może trafniej byłoby powiedzieć, skończyło się latem 1991 roku. Miotany sprzecznymi uczuciami, nie wie, czy jest synem dobrotliwego Nedeljka czy okrutnego generała Borojevicia. Musi zdecydować, czy wierzyć w informacje dotyczące tego, co mężczyzna zrobił podczas wojny, czy jak niektórzy, uważać je za kłamstwo.
Poszukiwanie siebie to trudna droga, nawet jeśli nie jest naznaczona tragedią, jak w przypadku bohatera. Egzystowanie na styku kultur państw powstałych po wojnie, narodów które wzajemnie się nienawidzą, dodatkowo utrudnia sytuację. Dwa języki, zatarta przeszłość, brak przyszłości. Osierocenie w dzieciństwie (bo trudno sytuację nazwać inaczej). Do tego poszukiwanie ciągłości swojej historii, która nagle się urwała. Pytanie, kim jestem?, domaga się konkretnej odpowiedzi. Czy określają mnie wyłącznie moje czyny, czy jestem postrzegany także przez to, co zrobili moi bliscy? Czy mam pamiętać rodzica tylko jako rodzica, czy widzieć go szerzej i łączyć z tym, co zrobił innym? W końcu, czy mam być karany lub karać siebie za cudze grzechy?
Milczenie w powieści ma bardzo duże znaczenie. Milczy matka, która stara się poradzić sobie z zaistniałą sytuacją i coraz bardziej oddala się od syna. Zamyka się w swoim świecie, próbując żyć dalej i budować na nowo. Milczy Vladan, który nie potrafi przekazać swoich emocji i czuje się odrzucony. Wojenne dzieje i czyny ścigane przez Trybunał Haski spowija cisza. Przez długi czas nie wiadomo, czy generał Borojević jest katem czy kozłem ofiarnym. W końcu milczenie pojawia się między kochankami, by wybrzmiało pytanie, ile można znieść?
"Moja Jugosławia", choć momentami nieco humorystyczna i uniwersalna, jest dla mnie powieścią o dojmującym smutku i samotności. O zagubieniu dziecka, które pozostawione sobie nie uniosło ciężaru sytuacji. Które po prostu wyrosło (choć nie dojrzało) i czekało na rozliczenie z przeszłością, z którą po latach przyszło mu się zmierzyć. To celny obraz nacji zamieszkujących byłą Jugosławię, przenikania się kultur, poszukiwania samego siebie. Odcinania się od wojny i towarzyszących jej czynów, odnajdywania się w nowej rzeczywistości. Trudna, bolesna, naznaczona tragedią. Opowiadająca o człowieczeństwie, historiach, które tworzymy i których częścią się stajemy. To powieść, która może nie tyle domaga się odpowiedzi, co refleksji nad tym, kim jesteśmy, co nas kształtuje, jak możemy rozliczyć się z przeszłością. Może Vladan nie jest bohaterem, którego się lubi - mały zbuntowany chłopiec, który nadal cierpi i jest mocno bezwolny. Na pewno jednak współodczuwamy z nim i współcierpimy, bo bolesne zdarzenia nie są nikomu obce. Bo znamy z opowieści rodzinnych koszmar wojny i traumę, o której się milczy, a która domaga się wypowiedzenia. Przepracowania, zamknięcia i budowania na nowo. Tak jest i tu. Historia zatacza koło i tylko od bohatera zależy, co zrobi z chłopcem marzącym pamiętnego roku o wspaniałych wakacjach, chłopcem, który musi podjąć poważne decyzje.
Sięgając po powieść Vojnovicia, bądźcie gotowi na dobrą literaturę, ale taką, która Was zaboli. Po raz kolejny chciałabym również podkreślić jakość przekładu, który nie jest łatwą sprawą, a który oddaje doskonale klimat przeżyć bohatera.
Post powstał we współpracy reklamowej (barter) z Wydawnictwem Akademickim Sedno. Dziękuję za egzemplarz recenzencki.
Goran Vojnović, Moja Jugosławia, przeł. Joanna Pomorska, Wydawnictwo Akademickie Sedno, Warszawa 2020.
Komentarze
Prześlij komentarz