Tomasz Michniewicz "Przedświt" - recenzja

 

Pióro Tomka Michniewicza ma w sobie coś, co niezwykle do mnie trafia. Każda jego książka była dla mnie przeżyciem - czasami przygodą, innym razem czymś co otwierało mi oczy, niekiedy zupełnie zatrzymywało i kazało przemyśleć pewne sprawy od nowa. Kiedy usłyszałam, że wychodzi jego pierwsza powieść, zastanawiałam się, na co mogę liczyć, w końcu różnica między reportażem a fikcją jest diametralna. 

„Że całe życie się boję. Że sztywny kręgosłup uwiera. Zasady uciskają. Warto być przyzwoitym, ale to cholernie męczy. Całe życie nie wychodzę za linię. Bo nie. Bo tak mnie wychowali. Bo tak się nie robi. Nie wiem, co za tą linia w ogóle jest. Półmetek za mną, świat zjeżdżony, a we własnej głowie białe plamy. Że nie wiem, czego szukam, co lubię, co mnie podnieca. Stałość, powtarzalność, i wszędzie zakazy wjazdu, które sam sobie całe życie stawiam. I że ja nie wiem, co za tymi zakazami czeka. (…). Kompromitacji się boję, niepowodzenia. Już lepiej nie próbować, niż ponieść porażkę. Śmiać się będą, krytykować.” – s. 75-76

Czujecie, że te słowa brzmią znajomo? Słyszeliście je już? Przelatywały przez Waszą głowę? Kolejne wątpliwości, mnożące się pytania. Niepewność, czy wszystko robię dobrze, czy nie jestem wiecznie niezadowolony. Czemu inni mają lepiej? Co ze mną nie tak? Ile razy już to widziałam w Internecie, ile razy słyszałam w rozmowach. Czytam, zastanawiam się, co kryje się za "Przedświtem".

Diagnoza współczesności

Coś poszło nie tak. Zabrakło odpowiedzi. Wtedy sięgnął po pomoc. Właściwiej byłoby powiedzieć, że w jakimś akcie rozpaczy zmusił się, by porozmawiać ze specjalistą. To rozpoczęło opowieść, w której granica między tym, co prawdziwe, urojone, senne jest tak płynna, że trzeba mocno wczytywać się w każde słowo, a i tak nie zawsze wiedziałam, co i jak. 

Powiedziałabym, że nie ma na co narzekać. Podróże, kto nie chciałby podróżować? Dobra praca w redakcji, sami wiecie - rozpoznawalność i marka. Adrenalina, nowe doświadczenia, ciągle inni ludzie. Fach, w którym, wydaje się, nie da się popaść w rutynę. A jednak coś się załamało. Pozostawiło pustkę, pytania domagające się odpowiedzi. Gdy życie, jakie zna bohater, wyślizgnęło mu się z rąk, gdy trzeba było na nowo zdefiniować siebie i swoją codzienność, rozpoczęła się oniryczna wędrówka. 

Chodzenie nocą po mieście, gdzie irracjonalne miesza się z tym, co realne. Na drodze mężczyzny pojawiają się kolejne osoby, którym moim zdaniem powinien uważnie się przyjrzeć. Toczą się nieco odrealnione, aczkolwiek potrzebne rozmowy. Świat powoli odsłania swoją wielowymiarowość, czy bohater skorzysta z tej lekcji? Korowód przesuwa się ze strony na stronę. Każda postać - nowe lustro, w którym można się przejrzeć. W tym wszystkim delikatne sygnały - zapach środków dezynfekujących, białe ściany, pielęgniarka, pikanie maszyn. Co tak naprawdę dzieje się w powieści?

Kolejna dyskusja - kolejna kłótnia. Bo przecież wszystko miało być inaczej. Bo diagnoza ma być szybka i prosta. To twoje odpowiedzi, to masz zrobić, dziękuję, życzę powodzenia. Łóżko przemienia się w ulicę, ulica w fotel, już sama nie wiem, co się dzieje. Pośrodku tego prawda o świecie, o ludziach mojego a może nie tylko mojego pokolenia. Fabuła prześlizguje się między życiem a fikcją.

"Przedświt" - moja opinia

Jak zdążyliście zauważyć opis fabuły jest nieco inny niż zawsze, bo "Przedświtu" nie tyle nie da się, co nie powinno opowiadać. Trzeba go przeżyć. Przeczytać od deski do deski, mimo różnych emocji, które będą Wam towarzyszyć podczas lektury. To nie będzie wygodny proces, przynajmniej dla mnie taki nie był, ale nie każda książka ma mnie głaskać po głowie. 

Zżymałam się i irytowałam na głównego bohatera. Człowieka z ciekawą przeszłością i pracą. Takiego, który już niejedno przeżył i widział. Któremu może trochę zazdrościłam pewnych aspektów życia. Który mógłby stanowić przykład dla innych, ale poszedł drogą egoizmu, bo nie da się ukryć, że przemawia z wyżyn. Wie lepiej, choć jego kryzys pokazuje, że nie ma monopolu na życiową receptę. Więcej nawet, w dojrzałym wieku, musi zbudować swój świat od nowa. A warunki są z jednej strony nader sprzyjające, z drugiej zupełnie mu obce. Nie można jednak odmówić słuszności jego niektórym sądom, choć zdarza mu się niemiłosiernie marudzić.

Tomek Michniewicz pisze o świecie takim jak przedświt, kiedy dzieje się akcja powieści. Tej granicy, gdy jeszcze nie skończyła się noc, ani już nie nastał poranek. Mamy zatem życie, w którym wiele rzeczy jest płynnych. Takie "pomiędzy", w którym się tkwi. Autor stawia pytania o kondycję współczesnego człowieka - to jak żyje w świecie, który oferuje o niebo więcej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Każe zastanowić się, czy zamiana pasji w pracę to dobry pomysł. Czy trwanie w nieudanym związku ma jakikolwiek sens. Pisze o zgubieniu siebie, dojmującej samotności, spłyceniu wielu płaszczyzn życia, nieustającej presji otoczenia i naszym wewnętrznym krytyku. Tym, jak niełatwo odnaleźć się w zmieniającej się w zastraszającym tempie rzeczywistości, w której nadmiar powoduje chaos wewnętrzny i zewnętrzny. 

“Przedświt” jest trochę prześmiewczy, karykaturalny, ironiczny, momentami drażniący, ale równocześnie bolesny prawdami o naszym świecie, jego absurdach, sztuczności, szybkości i naszym zagubieniu. Powiedziałabym, że to historia o możliwościach, których nie jesteśmy w stanie docenić, wyborach, które zawsze kwestionujemy, niepewności samych siebie, podskórnych lękach i powierzchowności relacji. Naszej kondycji w starciu z tym, co widzimy dookoła, szczególnie w social mediach, w których każdy ma niezwykle udane życie. To polemika z tym, że trawa jest zawsze bardziej zielona u sąsiada. Jednocześnie bodziec do tego, by zacząć doceniać to, co mamy i podejmować bardziej świadome decyzje. Zakończenie zaskakuje - nie tego na pewno będziecie się spodziewać. W tekście znajdziecie również oczko puszczone w stronę czytelnika, czyli nawiązania do wcześniejszych książek autora. 

Debiut prozatorski Tomka Michniewicza nie jest dla wszystkich. Dla części będzie pewnie niezrozumiały, dla innych językowo i stylistycznie trudny w odbiorze (choć dla mnie w tej materii było naprawdę w porządku). Inni zaś odnajdą się w nim doskonale. Pewnie dlatego nie poznajemy imienia bohatera (czyżby współczesnego everymana?) a okładka prezentuje twarz, którą każdy musi wypełnić sam. "Przedświt" można czytać, nie znając wcześniejszej twórczości autora, ale moim zdaniem, przeczytany po reportażach, zyskuje. Łatwiej wtedy odebrać pewne kwestie, całość nabiera szerszej perspektywy. To zdecydowanie książka, którą docenia się w pełni, gdy minie kilka dni od zakończenia lektury. Gdy przemyślenia i wnioski ułożą się już i przefiltrują. 

Tomasz Michniewicz, Przedświt, wyd. Otwarte, Kraków 2024. 

Komentarze