Katarzyna Olubińska "Mama w Wielkim Mieście" - recenzja

 


Książki Kasi Olubińskiej zawsze były dla mnie trochę jak powiew świeżego powietrza. Oderwanie się od pięknego pokazywanego na tablicach social mediów świata. Niosły ze sobą prawdę i religijność w nienachalnej formie, takiej która przemawia do zniechęconego, współczesnego człowieka. Z chęcią zatem sięgnęłam po jej kolejną publikację. 

"Staram się być dzielna, staram się dawać radę. Jestem mamą obecną, mamą, której zależy, która się interesuje i nie odpuszcza. Nigdy nie kierowałam się zasadą: «czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal». Czasami są chwile, że czuję się kompletnie bezradna i wyczerpana... Nikt mi nie powiedział tego wcześniej, ale macierzyństwo to samotność... zwłaszcza w wielkim mieście, gdzie rodzina daleko a Twoje «niedzieciowe» koleżanki już nie odbierają telefonu, kiedy piszesz, że tęsknisz, że Ci ich brakuje, więc w końcu przestajesz pisać, bo czujesz, że się narzucasz. A przecież wciąż masz o czym z nimi rozmawiać i właściwie marzysz, by pogadać o czymś innym niż o dzieciach. Zostajesz sama. Szukasz więc numeru do tych, od których kiedyś sama nie odbierałaś... Macierzyństwo bez filtra zupełnie nie przypomina życia z Instagrama." - s. 106-109

Zaczytałam się zatem w świecie pierwszych doświadczeń świeżo upieczonej mamy i jej rozmowach z bardziej doświadczonymi już kobietami. Nie była to łatwa podróż, ale wartościowa. 

Macierzyństwo - radość i samotność

Jak to bywa w książkach Kasi Olubińskiej jej własna opowieść przeplatana jest wywiadami ze znanymi osobami. Tym razem rozmawia ona z Dominiką Gwit-Dunaszewską, Klaudią Halejcio, Kamilą Szczawińską, Magdaleną Lamparską, Moniką Hoffman-Piszorą oraz Anną Czartoryską-Niemczycką. Pyta o kwestie związane z macierzyństwem, które frapują ją samą. Na kartach znajdziecie mnóstwo treści poświęconych przeróżnym zagadnieniom. Jest mowa o powrocie do pracy, który nie wydaje się łatwy, bo nie wiadomo, czy nie jest na niego za wcześnie czy za późno. Na pewno jednak zmienia rzeczywistość mamy i wpływa na jej samopoczucie. Autorka i jej rozmówczynie nie cukrują. Nie odgrywają pomnikowych matek Polek. Mówią otwarcie o tym, że powrót do zawodu był dobrym wyborem, bo szczęśliwa mama to też szczęśliwe dziecko. Opowiadają o etapie Zosi-samosi, kiedy wydaje się, że tylko one mogą zrobić wszystko dobrze. Tylko one mogą odpowiednio zająć się dzieckiem, a zostawienie go, nawet z najbliższą osobą niesie ze sobą dużo stresu. Wspominają o nauce odpuszczania, kiedy powoli zaczyna do nich docierać, że dom wcale nie musi wyglądać idealnie, że inni również poradzą sobie z opieką nad dzieckiem, a może nawet będą wypełniać pewne czynności z mniejszym zdenerwowaniem. 

Poczytacie o opiece nad dzieckiem z Zespołem Downa i adopcji. Miłości, która przekracza granice. Korzystaniu z pomocy innych, by zadbać o swoje własne potrzeby i zdrowie. Układaniu planu dnia, który może nie wypalić, bo macierzyństwo to jednak nieustanna zmiana mogąca zafundować rodzicom dosłownie wszystko. Będzie o nieprzespanych nocach i funkcjonowaniu bez snu. Samotności, gdy wszystko kręci się wokół małego człowieka. Gdy życie, jakie dotychczas się prowadziło odchodzi w zapomnienie, a znajomi nagle znikają. Gdy 90% rozmów dotyczy dzieci i wszystkiego, co się z nimi wiąże. Przekonacie się, czym są notoryczne telefony do pediatry, niekończące się pytania o to, czy aby dobrze zajmuję się swoim dzieckiem, czy na pewno prawidłowo odczytuję jego potrzeby. Przekonacie się, że pojawienie się małego człowieka zmienia również dużo w związku, który trzeba określić na nowo. W końcu znajdziecie tu dużo mądrych rad, które naprawdę warto wziąć sobie do serca. 

Między tym wszystkim będzie opowieść o zagubionej mamie mieszkającej w wielkim mieście, która codziennie na nowo stawia czoła chyba najtrudniejszej roli, jaką można mieć do wykonania w życiu. Jest to jednak opowieść, która poza lękiem, zmęczeniem, niesie ze sobą ogromne pokłady miłości, radości i pokory. Jak pozostałe zresztą. Starsze mamy pełnią w "Mamie w Wielkim Mieście" rolę przewodniczek. Pokazują bardziej "wyluzowane" podejście do tematu, choć każda z nich przeszła przez etap zamartwiania się i nauki odpuszczania. Jednym zajęło to więcej, innym mniej czasu. 

"Mama w wielkim mieście" - moja opinia

Bardzo doceniam tę książkę za to, że bez ogródek pisze o tym, co praktycznie jest pomijane. W social mediach i rodzinnych opowieściach zawsze pojawiają się piękne obrazki. Radość, zachwyt, szczebiotanie. Nikt praktycznie nie mówi o trudach - braku snu, chronicznym zmęczeniu, szorstkich reakcjach społecznych na zatrudnianie niani, czy wysyłanie dziecka do żłobka, o latającym jedzeniu, czy zmianie w ciele i psychice. Mama to jak słusznie zauważa autorka - urządzenie wielofunkcyjne od którego wielozadaniowości i funkcjonowania w skrajnie nieprzyjaznych warunkach mogliby uczyć się komandosi. 

Z wielkim szacunkiem czytałam o tych wszystkich zmaganiach, które czasami wręcz przerażają. O walce także o swoje życie, bo, co pada na stronach książki, szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Pamiętaniu o najprostszych rzeczach jak ciepła kawa, ciepły obiad, chwila na prysznic i umycie włosów, trochę dłuższy sen. Docenianiu pierwszych małych zwycięstw dzieci, ich wkraczaniu w nowe rejony świata i umiejętności. Bycie mamą to najtrudniejsza i najbardziej satysfakcjonująca praca, tak mogłabym podsumować nową książkę Katarzyny Olubińskiej. 

Książkę dla mnie trudną, bo nie jestem na tym etapie, co autorka i wszystkie dylematy, o których pisze są mi kompletnie obce. Pewnie z tego powodu czytałam ją na raty przez bardzo długi czas. Dawkowałam sobie kolejne opowieści. Uważam jednak, że każda mama, która zmaga się z różnymi wątpliwościami, powinna po nią sięgnąć, by zobaczyć swoją wymagającą codzienność w zupełnie innym świetle. By złapać trochę oddechu i pozwolić sobie pomóc. 



Post powstał we współpracy z Wydawnictwem WAM. Serdecznie dziękuję za egzemplarz recenzencki. 

Katarzyna Olubińska, Mama w Wielkim Mieście, wyd. WAM, Kraków 2024. 

Komentarze