Nick Bradley "Cztery pory roku w Japonii" - recenzja
Są książki, które wydają się bardzo bliskie, jakby napisane właśnie z myślą o nas. Znacie to uczucie, gdy na kartach odnajdujecie własne dylematy, odpowiedzi na pytania, które od dłuższego czasu kołatały się Wam po głowie? Jeśli tak, to mam wrażenie, że w tej powieści także odnajdziecie się całkiem dobrze.
"Nie myśl zbyt wiele. Zrelaksuj się. Jutro jest nowy dzień. Dzisiaj może czujesz, że nic nie jesteś w stanie zrobić, i to cię gnębi, ale ten dzień się skończy, jak wszystkie. Dziś wieczorem słońce zajdzie i pojawi się księżyc. A jutro przyniesie nowe możliwości. Świeżą głowę i świeże spojrzenie na życie." - s. 179
Odetchnij, pozwól sobie na odczuwanie wszystkich emocji, nawet jeśli niektóre z nich Cię przerażają. Wszystko jest po coś. Nie zawsze w życiu będzie dobrze, nie zawsze będzie też trudno. Każda rzecz jednak kształtuje nas, czyni takimi ludźmi, jakimi jesteśmy. To niełatwe, czasami bolesne, ale prawdziwe.
Odnaleźć siebie
Kyo za nic nie chce wybrać się na prowincję. Wychowany w wielkim Tokio, nagle zostaje odesłany do malutkiej miejscowości Onomichi, gdzie mieszka jego babcia. Sytuacji nie ułatwia fakt, że poniósł porażkę. Nie dostał się na studia i przyszłe miesiące musi spędzić na zajęciach, które przygotują go do ponownego podejścia do egzaminu. Wyprawa na prowincję ma go odciągnąć od głupot, rozproszenia. To także wygodne wyjście dla jego wiecznie nieobecnej matki.
Jest w tym wszystkim coś jeszcze, ucieczka przed sukcesem kolegów i jego byłej dziewczyny wylewającym się z mediów społeczonościowych. Będąc roninem (czyli osobą, która nie dostała się na studia) w nastawionym na naukę i osiąganie sukcesu społeczeństwie japońskim, nie można czuć się dobrze. Palący wstyd z powodu porażki, brak poczucia własnej wartości i niewiadoma co do przyszłości to trudny start w dorosłe życie.
W dążeniu do celu Kyo pomoże babcia. Ayako znana z chłodnego i przerażającego charakteru może się jednak poszczycić tym, że z pewnością należy do osób niezwykle wytrwałych i doświadczonych. Ciężko jej jednak rozmawiać o uczuciach i nie popełniać błędów, które już kiedyś doprowadziły do tragedii. Żyjąc z wnukiem, chce odkupić swoje dawne winy, ale też pomóc zbudować chłopakowi poczucie wartości, nauczyć go odpowiedzialności i pokazać, że życie ma ogromną wartość. To jednak wielkie wyzwanie, gdy ma się twardy i porywczy charakter.
Wyjść zza muru
Dość nietypowo jak na amerykankę Flo ma zupełnie introwertyczny sposób bycia. Jej związek przeżywa kryzys, w pracy niby się układa, ale od dłuższego czasu czuje zastój twórczy. Żadna z proponowanych książek nie interesuje jej na tyle, by oddała się pracy i poczuła po raz kolejny radość płynącą z tworzenia przekładu na język angielski.
Wszystko zmienia się, gdy zabiera z metra malutką książkę pozostawioną przez pasażera. "Dźwięk wody" rozbudza w niej dawne uczucia. Oczrowuje i sprawia, że kobieta zaczyna żyć opisaną w nim historią. Zaczytany egzemplarz coraz bardziej pochłania jej myśli. Flo czuje, że musi podzielić się z innymi tą wspaniałą historią.
Nie wie jednak, jak dotrzeć do wydawcy lub autora - obydwu na tyle tajemniczych, że internet uparcie o nich milczy. Z pomocą przychodzą jej przyjaciele. Tłumaczka nawet łamie swoją regułę i wyjeżdża do Onomichi, by odnaleźć autora, a także siebie. Czy w tej podróży spełni swoje marzenie o zgodzie na przekład? Czy uda jej się także zburzyć mur, który tak pieczołowicie budowała wokół siebie?
"Cztery pory roku w Japonii" - moja opinia
Gdy tylko przeczytałam zapowiedź tej powieści, pomyślałam, to coś dla mnie. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak otrzymałam egzemplarz recenzencki i zasiadłam do lektury. Po pierwszym rozdziale byłam lekko przerażona. Kompletnie nie czułam związku z historią. Flo nieco mnie irytowała, choć przecież powinnam ją zrozumieć. Bałam się, co będzie dalej.
Kiedy jednak rozpoczęła się historia Kyo, dałam się jej oczarować. Przeniosłam się do małej japońskiej miejscowości, z dala od zgiełku wielkiego miasta i trochę zazdrościłam bohaterom tego powolnego życia i spokoju. Surowej codzienności wypełnionej powtarzalnymi zajęciami, ale też swoistą swobodą. Zatęskniłam za oderwanym od pędu życiem i wędrówkami pod górę. Dobrze rozumiałam także rozterki młodego bohatera, który musiał mierzyć się z oczekiwaniami społecznymi, decyzjami, które zaważą na jego przyszłości, ustaleniem kim jest i do czego dąży. To nie są obce mi tematy, co więcej to nie są dylematy, które rozwiązuje się raz na zawsze. Może kiedyś lecz nie dziś, gdy co najmniej kilka razy w życiu konfrontujemy się z całkowitą zmianą stylu życia.
Chciałam usiąść obok Kyo i powiedzieć, że wiem, że jest trudno, ale nie ma sytuacji bez wyjścia. Chciałam utwierdzić go w przekonaniu, że najważniejsze, by był szczęśliwy, reszta ma mniejsze znaczenie. Cieszyła mnie jego rozwijająca się wieź z babcią, której kibicowałam, choć często wyrażała to, co ogromnie nie podoba mi się u starszych pokoleń. Rozumiałam jednak ten twardy, szorstki, często nawet bolesny wychów. A jednak ze strony na stronę obserwowałam zmieniających się bohaterów. Ich otwieranie się i zamykanie. Powolne stąpanie wokół rodzinnych tematów tak niezwykle istotnych dla Ayako i jej wnuka.
"Cztery pory roku w Japonii" urzekły mnie klimatem małej miejscowości, gdzie czas zdaje się zatrzymał. Ludzką życzliwością. Powolnym dochodzeniem do tego, co w życiu najważniejsze. Pokazywały, jak nieobce żadnej kulturze jest zmaganie się z niepewnością i pytaniami o jutro. Bo nieważne czy jesteś Amerykanką czy Japończykiem pewne dylematy są uniwersalne. Spodobał mi się nieprzegadany styl Nicka Bradley'a. Bardzo azjatycki, gdzie nie ma wielosłowia, choć obrazy są odmalowane bardzo sugestywnie i konkretnie. Poczułam na własnej skórze wszystkie pory roku, podczas których rozgrywa się akcja. Piękne, odmienne, przynoszące ze sobą coś nowego. Podziwiałam siłę Ayako i zżyłam się z Kyo, wiecznie zadającym sobie pytanie o własną wartość. Zachwyciłam się również Ayumi z jej umiłowaniem literatury. W końcu zaś zbierałam pieczołowicie wszystkie mądrości pojawiające się na stronach, warte zapamiętania i przemyślenia.
Nie chcę zdradzać za dużo z powieści, żebyście sami mogli się nią cieszyć. Do mnie przemówiła, trafiła na dobry czas, poruszyła uniwersalne kwestie, które tak lubię. Obroniła się językiem i stylem i pozwoliła przenieść się do Japonii, gdzie pewna staruszka o nieustępliwym charakterze dała mnie i swojemu wnukowi szorstką lekcję życia, jakże potrzebną każdemu. Jeśli lubicie mądre i poruszające historie "Cztery pory roku w Japonii" są zdecydowanie dla Was.
Recenzja powstała w ramach współpracy reklamowej (barter) z Wydawnictwem Znak. Bardzo dziękuję za egzemplarz recenzencki.
Nick Bradley, Cztery pory roku w Japonii, przeł. Dominika Chylińska, wyd. Znak, Kraków 2024.
Komentarze
Prześlij komentarz