Roy Jacobsen "Niewidzialni" - Recenzja

 


"Taka cisza zdarza się bardzo rzadko.

Jej wyjątkowość polega na tym, że występuje na wyspie. Jest przez to potężniejsza niż cisza, która bez ostrzeżenia potrafi zapaść w lesie. W lesie często bywa cicho. Na wyspie ciszy jest jednak tak mało, że gdy zapadnie, ludzie nieruchomieją, rozglądają się i zastanawiają, co się dzieje. Cisza wprawia ich w zdumienie. Jest tajemnicza, wzbudza mrowiące wyczekiwanie, pojawia się jak pozbawiony twarzy nieznajomy w czarnej pelerynie, który wędruje przez wyspę, bezszelestnie stawiając kroki." - s. 109

Miałam okazję zrecenzować tę książkę, ale jakoś nie przekonał mnie opis. Książka wydawał sie taka zwyczajna Widziałam pochlebne opinie, zdjęcia, jednak potrzebowałam czegoś więcej, by po nią sięgnąć. Gdyby nie Luka z Przestrzeni Tekstu, TU znajdziecie jej tekst, być może przeczytałabym tę książkę znacznie później, a może zapomniałabym o niej. A to byłby wielki błąd, wręcz ogromnie wielki.

Mała wyspa a na niej rodzina. Świat zamknięty do wymiarów małego lądu otoczonego ze wszystkich stron morzem. A jednak na niewielkim skrawku ziemi jest miejsce i na dawne ruiny, i dom, pastwisko, ogródek, przystań i wiele więcej. Mikrokosmos rodziny Barrøy to codzienne troski o lepszy byt, zabezpieczenie się na zimę, codzienne wykonywanie obowiązków, wspólny zimowy czas i letnie rozstania. To historia rodziny, która zmaga się z ciężkim życiem, ale nie użala się nad sobą. Dnie mijają na pleceniu sieci, połowach, pracy przy rybach, uprawie niewielkiego skrawka ziemi, powtarzających się, znanych ciału czynnościach. Wszystko zdaje się mieć tu swoje miejsce i czas. Nieznajome przychodzi rzadko, ale przez to jest niezwykle silne. Wytrąca ustabilizowaną i zharmonizowaną codzienność ze znanych ram. Budzi niepokój.

Nie ma tu jakichś wielkich wydarzeń. Największym zaskoczeniem zdaje się być utrata złudnego poczucia bezpieczeństwa czy śmierć. Człowiek zrasta się z naturą, czerpie z niej, ale zachowuje szacunek. To co daje mieszkańcom wyspa jest swoistą świętością. Czytając miałam wrażenie, że jest ona niczym matka, która dba o swoje dzieci, ale trzyma je mocno w ryzach. Surowość życia o posmaku słonego wiatru i przenikliwym zimnie wdzierającym się w ciało przeplata się z ciepłym puchem, przytulnym poddaszem, na którym można spędzać chłodne poranki pod pierzyną. Małomówność kontrastuje z rzadkimi rozmowami i czułymi sytuacjami. Niedopowiedzenia piętrzą się, a mimo to nie przytłaczają nikogo. 

"Ci ludzie są zrodzeni z ziemi i połączeni z nią nierozerwalnymi więzami, ale teraz ta ziemia nie tylko tkwi pod paznokciami i wbita w podeszwy stóp, jest również w porach skóry i w myślach, w uszach, włosach, oczach; (...)" - s. 171

Pewnie wielu powie, że to po prostu powieść o najzwyklejszym życiu ludzi północy. A ja dodam więcej. Pod pozornie nieskomplikowaną fabułą znajdziecie wiele dylematów, które trzeba wyłuskać, przemyśleć, zobaczyć oczami bohaterów. To co najbardziej wartościowe dzieje się tu pomiędzy opisanymi wydarzeniami. Rodzi się naturalnie, jest zawieszone. Nie wybrzmiewa często w rozmowach, a jednak jest mocno obecne. To książka z tych, które mówią, że pewne rzeczy trzeba po prostu zrobić a wielkie słowa nie są potrzebne. Jednocześnie "Niewidzialni" hipnotyzują. Czarują swoim szorstkim klimatem przesyconym poetyckością i językiem tak pięknym, delikatnym, dopracowanym, że chcę coraz więcej. Niedopowiedzeniami, które mocno wybrzmiewają nie domagając się słów.



Sama nie wiem, kiedy strony uciekają jedna po drugiej. Zawładnięta przez świat Ingrid rozkoszuję się każdym słowem. Czuję się jakbym sama była na Barrøy, smagana silnym wiatrem, nikła wobec potężnego morza, kłębiących się nad głową chmur i miejsca, które jest niezwykłe w swojej prozaiczności. Patrzę z podziwem na zahartowanych i silnych bohaterów, którzy nie poddają się żadnym podmuchom życiowych burz. Obserwuję toczącą się swoim rytmem historię, która każe mi się zastanowić nad różnicami między teraz a kiedyś. Czuję silny, niemal pierwotny związek człowieka z naturą, jego szacunek a jednocześnie nieustanną walkę o okiełznanie przyrody, podporządkowanie sobie ziemi. Jacobsen jak mało kto czaruje słowem, tworzy coś, co mogłabym śmiało nazwać szorstką poetyckością. Doskonale potrafi opisać piękno tam, gdzie wielu go nie dostrzega. Stworzyć cudowną powieść ze zwykłego życia ludzi, którymi większość z nas nigdy by się nie zainteresowała. To niezwykła siła tej książki, coś co sprawia, że już nie mogę się doczekać kolejnej historii z wyspy. 

Chciałabym również zwrócić uwagę na przekład Iwony Zimnickiej, bo tłumacz zawsze ma wielki wpływ na to jak będzie wyglądać książka. Tu wszystko jest po prostu oszałamiająco piękne językowo i stylistycznie. To prawdziwy majstersztyk, który musicie przeczytać. I na koniec piękna, minimalistyczna okładka, która wspaniale się prezentuje. Jednym słowem "Niewidzialni" podbili moje literackie serce.

Roy Jacobsen, Niewidzialni, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018.

Komentarze

  1. Nareszcie przeczytałam na spokojnie Twoją recenzję <3 Pięknie napisałaś o "Niewidzialnych". I piękna to książka! W końcu muszę zabrać się za "Białe morze" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa i za to, że dzięki Tobie się na nich skusiłam. Cały czas myślę o "Białym morzu" i czekam na chwilę ciszy, w której kompletnie zatopię się w tej powieści. A jednocześnie odkładam ten moment, bo nie chcę, by ta przygoda się kończyła.

      Usuń

Prześlij komentarz