Dominika Słowik "Zimowla" - Recenzja




"Ludzie, na których dachach śpiewała, zwykle dopiero następnego ranka dowiadywali się od innych, co działo się w nocy, bo sami spali jak martwi, mimo że śpiew Magdy był głośny, wibrujący i rozlegał się po całej Dolinie. "Wydaje się z innego świata" - powiedziała kiedyś Wosiowa, i chyba ludzie wszyscy się z nią zgadzali. Był to śpiew odległy, niedostępny, budzący niepokój, zupełnie jakby w nas, w całej Cukrówce tkwił jakiś dojmujący brak, po którym śpiew Magdy roznosił się niczym echo." - s. 58
Dopiero wiele lat później zrozumiałam, że może w tamtej historii opowiadaliśmy sobie znacznie więcej niż potrafiliśmy wyjaśnić." - s. 199

Tęsknimy za baśniami. Klimatem drgającym na pograniczu jawy i snu. Historiami owianymi mgłą tajemnicy, zawoalowanymi cienką koronką niedopowiedzenia, oniryzmu, melancholii. Podświadomie chcemy w naszym życiu czegoś, czego nie można wytłumaczyć racjonalnie. Potrzebujemy rzeczy, wobec których jesteśmy bezradni, ale z uśmiechem. Tych opowieści wykraczających poza zimny racjonalizm, pozwalających złapać nam oddech. W każdym z nas tkwi głębiej lub płycej ukryte dziecko, któremu oczy świecą się na rzecz nie do końca zrozumiałą, przywołującą słodkie wspomnienia z dzieciństwa, sytuacje które pozwalają mieć wiarę w istnienie magii.


Niewielka małopolska miejscowość a w niej niosący się nocami śpiew. Pieśń stanowiąca zagadkę, wykonywana w nieznanym nikomu języku. Zaskoczone i zalęknione spojrzenia sąsiadów. Czy to widmo zbliżającej się tragedii? Zwiastun cudu? A może zapowiedź nadchodzącej apokalipsy? W Cukrówce domysły zaczynają urastać do rangi przepowiedni. Młoda licealistka zyskuje miano Kasandry, Pytii, wieszczki. Naga krąży nocami po dachach wzywając kogoś lub coś. Czy niesie ostrzeżenie czy może oczekuje czegoś dobrego? Otoczenie w napięciu przygląda się temu, co przyniesie jej pieśń. Teorie mnożą się i nawarstwiają. Emocje mieszkańców zmieniają się jak w kalejdoskopie. Biegną od zdziwienia, zgorszenia, przez zachwyt, niemalże cześć i uwielbienie, po zniechęcenie, strach i potępienie. Wszystko, co inne, odchylone od znanej, uładzonej, małomiasteczkowej normy jest niebezpieczne. Im bardziej nie można czegoś wyjaśnić, tym większy lęk wzbudza to w ludziach. 

Na tle tej niezwykłej nocnej wędrówki dzieją się w Cukrówce inne, powiedziałabym niemniej istotne rzeczy. Lokalny biznesmen prowadzi swoje interesy i stara się pomóc chorej córce. Przerażony wydarzeniami wróż Arrevald gromadzi kolejne znaki nadchodzącej apokalipsy, których nie brakuje od lat. W napięciu czeka na najgorsze. Wszystko w otoczeniu zdaje się nasuwać wniosek, że zbliża się coś ważnego, pytanie tylko, co? W tym wszystkim swoje miejsce ma również historia o surowym i ambitnym proboszczu oraz osobliwym pszczelarzu i jego kunsztownie rzeźbionych ulach. Wśród miodu połyskuje tajemniczy przedmiot a postać starca budzi kolejne pytania. Historia umierającego muzeum przeplata się z wizytą dziennikarza pragnącego odkryć tajemnice miasteczka, opowieścią o kilku specyficznych cudach i opowiadaniem o dojrzewaniu do głęboko ukrytej prawdy.

W "Zimowli" jawa miesza się ze snem. Opowieść ze strony na stronę staje się coraz bardziej baśniowa, odrealniona, momentami surrealistyczna. Mami oniryczną atmosferą, krajobrazami niczym z ilustracji starych książek dla dzieci. Pęcznieje tajemniczością, pozornie niepowiązanymi ze sobą wydarzeniami. Czytelnik niczym detektyw tropi kolejne ślady, próbując złożyć historię w całość. Pragnie rozwikłać zagadkę niezrozumiałych pieśni, tajemnic ukrytych pod spokojnym życiem malutkiego, małopolskiego miasteczka, w którym na pierwszy rzut oka nic się nie dzieje. Położona na uboczu Cukrówka zadziwia. Tętni życiem, wydarzeniami, o których historia milczy, których można się jedynie domyślać lub które wychodzą na jaw dopiero po latach. Narratorka z uporem stara się odtworzyć historię swojej młodości w logicznie brzmiącą całość. Chwyta wszelkie dostępne a jednak rozpływające się we mgle pamięci wydarzenia. Pragnie przekonać samą siebie, że snuta historia wydarzyła się naprawdę, nie była wytworem jej umysłu. Trzeba przyznać, że umiejętnie i wciągająco prowadzi czytelnika przez kolejne wydarzenia. Rozwija szereg wątków, które opóźniają niejednokrotnie akcję i wydają się nie mieć znaczenia z wydarzeniami.


Bohaterowie pojawiają się i znikają, tworząc barwny i intrygujący korowód. Wywoływani na scenę przez narratorkę, ujawniają część swojej historii, by po jakimś czasie do niej powrócić. Mimo prawdziwych cech pozostają nieco nierealni przez wspomnianą baśniowość opowieści. Moglibyśmy ich spotkać w prawdziwym życiu, a jednak odnosi się wrażenie, że żyją jedynie na kartach powieści. Wydarzenia z 2005 roku, które opisuje narratorka są pretekstem do snucia refleksji na tematy egzystencjalne, tworzenia małomiasteczkowej mitologii, odkrywania historii własnej rodziny, ale również próby wyjaśnienia postępowania otaczających ludzi. Nie rozumiem tylko, dlaczego w metaforycznej, napisanej naprawdę dobrym językiem i momentami wręcz hipnotyzującej stylem powieści, pojawiają się fragmenty dla mnie problematyczne i niesmaczne. Autorka z kompletnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn szokuje niektórymi opisami wydarzeń, które nie mają żadnego uzasadnienia w toku akcji. Są jedynie kiepską ilustracją do postawionych wcześniej tez, w moim przekonaniu zbędną, bo można to było rozpisać dużo lepiej i estetyczniej. Jest to tym bardziej niejasne, że przy tak dobrym warsztacie, nie ma absolutnie żadnej potrzeby przyciągania uwagi czytelnika szokowaniem. "Zimowla" broni się sama. Zbędne są zastosowane tu zabiegi. I bez nich książka z pewnością zyskałaby miano godnej zauważenia. Gdyby nie te niesmaczne wstawki moja ocena byłaby jeszcze lepsza. I nie chodzi tu tylko o moje poglądy, ale rozbicie treści coraz popularniejszymi schematami czy chwytami, których dobrzy pisarze kompletnie nie potrzebują.

Dominika Słowik stworzyła nieco przydługą i wielowątkową historię o małym, położonym na uboczu mieście, w którym roi się od codziennych tajemnic. Wprowadziła czytelnika do świata przepełnionego realizmem magicznym, który przywodzi na myśl baśnie z dzieciństwa czy senne marzenia. Poprzez praktyki głównych bohaterów uczyniła jeszcze trudniejszym próbę oddzielenia jawy od snu i odkrycia tajemnicy Cukrówki. Niczym Dygnarówna przekazała czarującą językiem i stylem opowieść o ludzkich lękach, namiętnościach, marzeniach, cynizmie, inności. Momentami uderzała w nieco dosadniejsze tony, chcąc jakby wybudzić czytelnika z letargu, potwierdzić, że oto dzieje się coś bliskiego każdemu z nas. Mimo ciekawego konceptu i dobrego wykonania nie zabrakło w powieści zgrzytów. Mnogich, niekoniecznie potrzebnych wątków, które można byłoby opisać w innej powieści, dłużyzn fabularnych czy moim zdaniem scen zbędnych i obrazoburczych. I nie tłumaczy tego nawet hipokryzja pewnych postaci ani wyjaśnienie całej historii, które nie jest do końca satysfakcjonujące. Jeśli jednak nie dajecie się szybko zszokować, lubicie dobrze napisane, oniryczne i długie opowieści "Zimowala" powinna przypaść wam do gustu.

Dominika Słowik, Zimowla, wyd. Znak, Kraków 2019.

Komentarze