Joanna Podsadecka "Sztuka czułości. Ks. Jan Kaczkowski o tym co najważniejsze" - Recenzja


z cyklu Książki z duszą


"Proszę szukać bliskości, czasem za cenę zranień, ale nie rezygnować z walki o wartościowe związki międzyludzkie. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni do szczęścia." - s. 43

W życiu najważniejsze jest to, by mieć serce. Umieć otwierać się przed drugim człowiekiem, traktować go ze zrozumieniem, ale tym mądrym, które potrafi powiedzieć - stop, robisz głupio. Bez oceniania, nagonki, odwracania się od kogoś. Jeśli miałabym wymienić ludzi, którzy są dla mnie autorytetem, od których ogromnie wiele mogę się nauczyć, to bez wątpienia na szczycie tej listy znalazłby się ks. Jan Kaczkowski. Niezmiennie imponuje mi to, że miał ogromnie otwarty umysł, kierował się dobrem drugiego człowieka. Gdy trzeba było, tupnął nogą, innym razem w ciszy potrafił wysłuchać drugiej osoby, a potem mocnymi słowami, ale nie takimi, które ranią powiedzieć, co warto zrobić.

Gdy pojawiła się kolejna książka ks. Jana wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Uśmiechnęłam się do wydawnictwa :) i czekałam na lekturę. Przyznam, że "Sztuka czułości" zauroczyła mnie już samą reklamą. Piękna okładka, zapowiedź mądrej i wartościowej treści. Niewielka, ale liczy się przecież jakość a nie ilość. Zabrałam się za czytanie pod koniec stycznia, to był dobry czas na to, by podbudować się trochę i zaczerpnąć mądrości autora. Sama publikacja jest dość charakterystyczna. Zawiera w sobie wypowiedzi kapłana, które przeplecione są dwoma historiami pochodzącymi z wyjazdu do Australii. Czytelnik wchodzi w rzeczywistość codziennego życia z drugim człowiekiem. Uczy się, jak wielką wagę mają najprostsze słowa oraz nieraz niemal niezauważane dla nas gesty. To nie namowa do wielkich czynów i heroicznych zachowań. Ks. Kaczkowski pokazuje jak pięknie żyć w zwykłym codziennym zabieganiu. Być człowiekiem przez duże "C" w ferworze dnia codziennego, w kurczącym się czasie, szarzyźnie zmęczonych godzin, w czasie tym lepszym i gorszym. Co uderza w książce to prosta recepta na życie, którą można w zasadzie sprowadzić do jednej maksymy "bądź człowiekiem dla siebie i innych". Bądź uważny, czuły, wyrozumiały i ciepły. Założyciel puckiego hospicjum wierzył w codzienną mistykę, te delikatne dotknięcia Boga, które trzeba zauważać. To Pan, który jak do Eliasza przychodzi w szmerze łagodnego powiewu, który mówi cicho, ale dosadnie,  który jest zawsze przy nas. Dotyka człowieka, ale nigdy na siłę. 

Nie brak tu słów o odpowiedzialności zarówno za swoje postępowanie jak i za bliźniego. Szczególnie tego, który choruje, odchodzi. Nie ma łatwych odpowiedzi na pytania o sens cierpienia, połamane, pokiereszowane życie. Przykładem tego jest opowieść o Barbarze Borowieckiej, która doświadczona mocno przez los otworzyła się na Boga dopiero dzięki wizycie ks. Jana. Jej historia przeraża a jednocześnie wzrusza i udowadnia jak mocny jest człowiek. Niewybaczalne rzeczy, które przeszła i o których opowiedziała ks. Kaczkowskiemu, dzięki jego charyzmie i mądrej postawie, ukazują jak dużo znaczy nieraz sama obecność i poświęcony czas. Nie trzeba wiele mówić. Wysłuchanie człowieka i powstrzymanie się od oceniania i wyciągania pochopnych wniosków, to wielka siła. Dzięki prostocie i dobroci kapłana kobieta pojednała się z Bogiem, przyjęła pierwszą Komunię Świętą, pozwoliła sobie wreszcie żyć. Nie brak tu również trudnych słów dotyczących odchodzenia, żegnania się z ukochanymi ludźmi. Mimo nieraz bardzo bolesnych sytuacji, straconego czasu ks. Jan udowadnia, że ważne, by mądrze trwać przy umierających. Wspomina o błędach, które pojawiają się, gdy wieloletnie złe relacje i niezaleczone krzywdy próbuje się naprawić w krótkim czasie, gdy okłamuje się chorych lub na siłę każe trzymać się im życia. Umieranie nie jest nigdy łatwe ani dla osoby dotkniętej chorobą ani dla jej rodziny. Nieraz wystarczy zapewnić o miłości i być obok. "Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczy" jak śpiewał Stanisław Soyka. A potem trzeba żyć dalej, oswajać się z żałobą. Tutaj wkracza historia Marka Kuligowskiego, który ogromnie przeżył śmierć swojej żony i nie mógł poradzić sobie z jej odejściem. "Pewność siebie trzeba drugiemu pomóc zbudować, by dało się go wyciągnąć z rozpaczy." (s. 30). Te słowa niezmiennie brzmią mi w uszach. Szczególnie wobec łatwych i szybkich metod, które często pojawiają się i które lansują eksperci od wszystkiego. Czas, cierpliwość, obecność, rozwaga i czułość to recepta na wielorakie bóle i trudności życiowe.



"Sztuka czułości" to niewątpliwie bardzo wartościowa książka. Pełne ciepła, mądrości i skłaniające do refleksji wypowiedzi ks. Kaczkowskiego pokazują jak żyć dniem codziennym i stawać się coraz lepszym człowiekiem. Wskazują jak wielkie zadanie mamy wobec bliźnich i samego siebie. Część z wypowiedzi pojawiła się już we wcześniejszych publikacjach, ale myślę, że zawsze warto wrócić do tych słów, przypomnieć je sobie po raz kolejny. Zastanowić się nad dwoma trudnymi historiami, które pojawiają się na kartach. Dla mnie osobiście to nie tyle podręcznik o tym co najważniejsze, co lekcja tego, na co trzeba zwracać uwagę w życiu, jakich błędów uniknąć, jak kształtować siebie, by codzienność była lepsza i piękniejsza. Nie zdziwi nikogo, gdy napiszę, sięgnijcie po tę publikację, bo warto, wszak ks. Kaczkowski uczył i nadal uczy, jak być człowiekiem przez duże "C" i to trzeba sukcesywnie budować w sobie, powtarzać, wracać do jego słów, by nie zapomnieć, by zacząć żyć tym, co najważniejsze i najpiękniejsze. 

Przeczytaj fragment książki TU




Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu WAM

Joanna Podsadecka, Sztuka czułości. Ks. Jan Kaczkowski o tym, co najważniejsze, wyd. WAM, Kraków 2017.

Komentarze