Samotność pachnąca pomarańczą - Ann Patchett "Dziedzictwo" - Recenzja




"Wszystkie historie odchodzą razem z tobą - pomyślała Franny, zamykając oczy. - Wszystko, czego nie słuchałam, nie zapamiętałam, nie zrozumiałam, wszystko, co mnie ominęło. Wszystkie drogi do Torrance". - s. 286

Z "Dziedzictwem" chodziłam w głowie naprawdę długo. Samo czytanie zajęło mi sporo czasu, bo książka, choć napisana naprawdę dobrze nie należy do gatunku tych, które pochłania się łapczywie w kilka wieczorów. Nie, z nią obchodzi się jak z klasykami. Czyta się powoli, dokładnie, mając wrażenie, że mimo uważnej lektury i tak coś może umknąć.

Przyjęcie z okazji chrzcin, dużo ludzi, alkohol, upał, pomarańcze. Ukradkowe spojrzenia, wzajemna fascynacja, poddanie się żywiołowi. Nie do końca wiadomo, co zachodzi w ten uroczysty wieczór, a jednak jego finałem jest zdarzenie, które sprawia, że dochodzi do rozbicia rodzin. Jeden pocałunek i decyzje, których nie da się już później odwrócić. Następne wydarzenia to karuzela niechęci wobec siebie, planów co do przyszłości dzieci, obcości, niezrozumienia, pretensji. Wakacji podczas których dochodzi do tragedii, starań o lepszą przyszłość, w końcu dorosłego życia, w którym okazuje się, że nie wszystko wyszło tak jak powinno. Rzeczywistości chropowatej, trudnej, odległej od dziecięcych złudzeń. Pełnej przypadkowych wyborów, stawania przed faktem dokonanym, żegnania się z młodzieńczą naiwnością. Szarzyzna życia, radzenie sobie z obowiązkami, dziwne dzieje osób, które z bliskich stają się sobie niemal obce. Rodzina Keatingów oraz Cousinsów przeżyją istne trzęsienie ziemi, po którym trzeba zbudować świat na nowo, poukładać wszystko na właściwym miejscu, w którym dorośli radzą sobie całkiem nieźle, dzieci zaś trwają w zawieszeniu między jednym domem a drugim. Bunt, złość, niezrozumienie, gniew. A potem rekonstrukcja tych wszystkich lat, które upłynęły, zdarzeń które miały miejsce, wątpliwości czy można było uniknąć błędów. 

Na plan pierwszy wysuwa się Franny, która dryfuje całkiem innym torem niż chciała. Rzucone studia, problem ze spłaceniem kredytu, osobliwa relacja z przyjacielem. Wszystko to kończy się, gdy poznaje Leo Posena, pisarza, który jest dla niej kimś wyjątkowym. Jak dla mnie bardziej wydaje się zakochana w nim jako w osobie tworzącej wspaniałe dzieła niż w prawdziwym człowieku, ale różne bywają dzieje miłości i jej początki. Brakuje jej uczucia, poczucia bezpieczeństwa, zatrzymania się gdzieś po latach tułaczki między różnymi miejscami zamieszkania. Tęskni za stabilizacją, a jednak zdaje się jej obawiać. Druga niezwykle osobliwa postać to Albie. Mały, wyjątkowo irytujący chłopiec, który potrafi zachowywać się jak zacinający się gramofon, utrapienie rodzeństwa, które chętnie się go pozbywa ze swojego grona na przeróżne sposoby. Nastolatek pełen buntu, głupich pomysłów. W końcu dorosły, który szuka swojego miejsca, ale nigdzie nie może go zagrzać. Tajemniczy, małomówny, skryty, nieodgadniony. 

"Dziedzictwo" to bardzo specyficzna książka. Składająca się z zapisu pewnych chwil życia dwóch rodzin. Swoisty łańcuszek, który pokazuje jak zadziałała jedna decyzja pewnej pary. Jedno zdarzenie tworzy falę następnych, burzy spokojny świat, sprawia, że nic nie będzie już takie samo. Czytelnik zbiera kolejne fragmenty układanki i układa je we właściwych miejscach. Podąża za bohaterami, którzy zdają się maleć, zderzać brutalnie z życiem, doznawać rozczarowań, nawet mimo pewnych sukcesów. Ann Patchett pisze w swojej książce o samotności nawet w grupie, o obcości wśród bliskich, dorastaniu, które odziera ze złudzeń. Jej powieść to dla mnie refleksja nad tym, jak wygląda dzisiejszy świat ludzi niedbających o podstawowe wartości. Rzucających wszystko dla przelotnej chwili, bez zastanowienia, jak wpłynie to na innych, bez refleksji nad konsekwencjami. To historia o oddalaniu się od siebie i powolnym stawaniu się obcym, by pod koniec zaskakująco odkryć, że mimo milczenia, rozłąki, braku kontaktu nie da się zerwać pewnych więzi, bo gdy przychodzą ważne momenty człowiek skupia się na tym, co najważniejsze, czego nie zauważa na co dzień. To książka trudna, pisana literackim językiem, a jednak taka, z którą czytelnik się zmaga, do której odkrycia potrzeba wysiłku. To nie opowiastka do połknięcia w kilka godzin, ale opowieść, którą nawija się na nić jak kolejne paciorki korali. Rzecz początkowo słodka jak pomarańcze, która szybko staje się gorzka niczym grejpfrut i jątrzy. Osobliwa, pociągająca, ale wymagająca czasu, taka z przebłyskami lekkiej słodyczy, ale jedynie przebłyskami. Książka w książce, gdyż przecież dostajemy niemal tę samą historię opowiedzianą dwa razy. W końcu zaś mimo oryginalnego tytułu, który powinien brzmieć "wspólnota" mimo właśnie owej komitywy bohaterów w dzieciństwie, bliskości w zmaganiu się z codziennością i jej rozczarowaniami, to nadal dla mnie opowieść o głębokiej samotności i wyobcowaniu każdego człowieka w świecie, mimo więzi rodzinnych, miłosnych czy przyjacielskich. A jednak poczucie bycia rodziną w kryzysowych sytuacjach daje o sobie znać, mimo że w codzienności niemal nie istnieje. Lektura mocna, trudna, niespokojna.  




Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova. 

Ann Patchett, Dziedzictwo, tłum. Anna Gralak, wyd. Znak litera nova, Kraków 2107.

Komentarze

  1. Brzmi bardzo ciekawie. Chętnie przeczytam :) Relacje w rodzinie to temat-rzeka. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, rodzina to niewyczerpana skarbnica tematów :). Pozdrawiam

      Usuń
  2. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo jesteśmy samotni, zabiegani, nastawieni na zachłanne połykanie dni, tygodni, miesięcy. Rodzina okazuje się być największą wartością, wyspą, na której możemy przeczekać życiowe burze. Piękna metafora o nawijaniu korali charakteryzująca czytanie tej powieści naprawdę zachęca do tej, powolnej i drobiazgowej lektury - dzięki takim książkom ciągle się rozwijamy, stajemy się bardziej refleksyjni, zaczynamy dostrzegać właśnie samotność, poczucie obcości. Owszem, ta prawda boli ale nasze życie składa się właśnie z różnych smaków - tych słodkich jak pomarańcze i cierpkich jak grejpfrut. Dziękuję za piękną i ważną recenzję, książka na pewno warta uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie napisane. No właśnie, szukamy tysiąca zapychaczy, sztucznego szczęścia, które ma zaleczyć samotność, czujemy się samotni nawet wśród ludzi, a może szczególnie wśród nich. Chodzimy na zajęcia, wykłady o tym, jak budować relacje, a przecież wystarczy czas i cierpliwość. Naprawianie, rozmawianie i praca, gdy coś się psuje, a nie odcinanie się i wymienianie na nowy model. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz