Trudna spuścizna - Wiktor Krajewski "Pocztówki z powstania" - Recenzja



"Że choć od dramatycznych wydarzeń minęły już siedemdziesiąt trzy lata, przeżywają je nie tylko uczestnicy, ale także potomkowie. Trauma wojny jest niczym choroba genetyczna, która przechodzi z pokolenia na pokolenie. I ja jestem nią obciążony, choć bardzo bym nie chciał. Wiem natomiast, że nie jestem z tym wszystkim sam." - s. 17-18

Nie jestem historykiem, nie do mnie należy oceniać, czy wybuch Powstania Warszawskiego był właściwą decyzją. Potrafię zrozumieć, że ludzie, którzy żyli w wolnym kraju, którzy nagle zostali pozbawieni praw, musieli patrzeć na bestialstwo zabijania, wywożenia, torturowania bliźnich, nie mogli już wytrzymać i musieli coś zrobić. Pokolenie Kolumbów, jak wielu twierdzi, było od początku stracone. Nie jestem, co do tego przekonana, ponieważ liczni udowodnili, że mimo traumy wojennej, mimo ogromu zła, jakiego doświadczyli, wyrośli na naprawdę wspaniałych ludzi.

Marek Krajewski przedstawia wojenne opowieści ośmiu osób, ludzi znanych, którzy osiągnęli sukces mimo koszmarnych doświadczeń. To również rzecz o tym, jakie było życie wojenne, jak zło przeplatało się z dobrem. Szybkie dorastanie, stykanie się ze śmiercią niemal na co dzień. Dbałość o najważniejsze wartości. Czytając ma się wrażenie, że nie doceniamy tego, co dziś mamy bez problemu. Odchodzi w zapomnienie wartość wolności, prawa do nauki. Skarżymy się, zapominamy, często bagatelizujemy historię nie tylko kraju, ale poświęcenia drugiego człowieka. Autor w krótkiej książce zawarł naprawdę fascynujące historie, jak choćby opowieść o mamie Cezarego Harasimowicza, która kilka razy cudem uniknęła śmierci a dzięki miłości pewnego odważnego człowieka wydostała się z piekła. Hanna Rechowicz wspomina, że ludzie byli naprawdę źli na powstańców. Obwiniali ich o swój los, rozwścieczenie Niemców, działania odwetowe. Sami Powstańcy nie byli w stanie często przekazywać wiadomości poszczególnym oddziałom, łączność była naprawdę ogromnie utrudniona. Tadeusz Rolke opowiada o absurdach pewnych rozkazów, które mogły narażać na niebezpieczeństwo naprawdę wiele osób. Polecenie pobicia niemieckich chłopców wydało mu się pozbawione sensu i wręcz niebezpieczne. Nie tylko nie miało wpływu na dalsze losy wojny, nie zmieniało ówczesnego stanu rzeczy, ale mogło powodować dotkliwe represje dla polskiej ludności. Uczestniczył on jednak w wielu zadaniach, które jego zdaniem miały rację bytu. Leszek Fidusiewicz mówi o piętnie życia bez ojca, pragnieniu poznania go, posiadania choćby kilku zdjęć. Nie może zrozumieć, jak bohaterowie wojenni działający podczas wojny w AK mogli być torturowani i niszczeni przez władzę Polski Ludowej. Przytacza nawet sposoby na krzywdzenie dzielnych mężczyzn, którzy nie ugięli się przed wrogiem. Wojna to także wywózki na wschód, której doświadczył Longin Bielak. Katorżnicza praca w kołchozach, codzienna walka o przetrwanie, zmaganie się z głodem, zimnem, nieludzkimi warunkami. W końcu wyjazd jako wojskowy, który miał być przepustką do Polski i możliwością służenia ojczyźnie. Rosjanie i Ukraińcy wyłaniający się z kart książki napawają lękiem. Pijani, gwałcący kobiety, nieobliczalni, ale często na szczęście też leniwi, co niejednokrotnie sprzyjało przeżyciu Polaków. 

"Mimo poczucia bezpieczeństwa, wojenne obrazy wracały czasem w koszmarnych snach. Niektóre sceny do dziś mam przed oczami. W dniu, kiedy zaczynało się Powstanie, byłam rozpieszczonym nieznośnym dzieckiem. Z Powstania wyszłam jako dojrzała, ukształtowana oraz potrafiąca rozróżnić, czym jest zło, a czym dobro osoba." - s. 209

Bohaterowie wyznają, że wojna nie była czasem, w którym wszystko było czarno-białe. Zdarzali się miłosierni Niemcy i Rosjanie, którzy przymykali oczy na pewne sytuacje lub po prostu darowywali Polakom życie. I w drugą stronę, byli Polacy, którzy wydawali innych Niemcom lub pragnąc ocalić skórę mówili, że są folksdojczami. Bohaterska walka przeplata się tu z obrazami nędzy ludzkiej, śmiałe czyny ze skrajnym wyczerpaniem, dzieciństwo z błyskawicznym wkraczaniem w dorosłość. To nie pozycja o chwale i bohaterach pisana z patosem, ale szczere opowieści, które pokazywały często cienie tamtego czasu, brak organizacji, działanie pod wpływem chwili, trudne decyzje. Co mnie najbardziej poruszyło to stwierdzenie, że dramat, który się rozegrał nie zakończył się z chwilą upadku powstania czy ustania działań wojennych. Nie zamknął się nawet w obrębie życia ludzi, którzy doświadczyli okrucieństwa wojny. On trwa nadal, przekazywany z pokolenia na pokolenie, jakby faktycznie podskórnie, w genach przekazywano niepokój i traumę tamtych dni, jakby nieodwracalnie zapisało się to w historii ludzkości i nieprzerwanie trwało od tylu lat. Zostaliśmy czegoś pozbawieni i naznaczeni czymś, z czym nie potrafimy się do końca uporać. To nas stwarza, kształtuje, rzutuje na nasze życie. Tylko od nas zależy, jak pokierujemy spadkiem, który dostaliśmy od przodków. Jak wykorzystamy doświadczenie, które na nas spadło.



"Pocztówki z powstania" to ciekawa lektura, nieprzesłodzona, niepatetyczna. Szczera w swoim ukazywaniu tego, czym naprawdę był wojenny czas. Pisana naprawdę przystępnym językiem. Można by rzec, krótko, zwięźle i na temat, choć nie wszystkim może przypaść do gustu właśnie przez stawianie sprawy otwarcie, bez budowania legendy, choć powstało już wiele książek, które nie ukazują patetycznego obrazu, ale szukają prawdy z blaskami i cieniami działań przeciw najeźdźcom. Całości dopełniają ciekawe fotografie, które sprawiają, że lepiej można wczuć się w tamte czasy. Jak dla mnie to książka warta przemyślenia, którą dobrze było przeczytać.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Edipresse. 

Wiktor Krajewski, Pocztówki z powstania, wyd. Edipresse, Warszawa 2017.

Komentarze