Spacerowe rozkminy #5



Wielkie miasto, jak pisała Katarzyna Olubińska ciągle gdzieś gna. Ma to do siebie, że człowiek mimo, że otaczają do ludzie, pozostaje anonimowy. Czasem mimo ogromu miejsca, trudno znaleźć coś swojego. Podczas pierwszych dni pobytu w stolicy wybrałam się na Mszę do Dominikanów na Służew i poczułam, że jakoś mi tam lepiej. Znalazłam przyjazny kąt, choćby nie wiem, co się działo.



Zaczęłam dziś zajęcia na Studium Dominicanum. Pobudka po piątej, żeby wszystko ogarnąć i dojechać. Ale dzień piękny, mimo że ranek nieco mnie zmroził. Słońce przedzierało się przez żółtawe już liście drzew. Dzień zapowiadał się emocjonująco. Zaczęło się od królowej nauk. Dłuuugi wykład z filozofii, ale bardzo ciekawy, okraszony humorem. Znów poczułam się jak studentka. Zrozumiałam jak bardzo brakowało mi chodzenia na zajęcia, uczenia się w takim systemie. Słuchałam, notowałam, przetrawiałam wszystko. I po raz kolejny przyszła refleksja nad tym, że nie doceniamy możliwości kształcenia się, a w Afryce edukacja to skarb. U nas jest narzekanie, że trzeba do szkoły. 



Na długiej przerwie pogrzałam się w słońcu, czytając "Głód Boga". Jestem głodna. Nie tylko Boga, brakowało mi kilku rzeczy. I chyba podskórnie czułam, że te zajęcia miały trochę zaspokoić te braki. Usłyszałam skrzypce, bo akurat był ślub, popatrzyłam jak kursanci siedzieli na trawie i jedli obiad, grzali się, czytali, odpoczywali. Chodzili sobie alejkami i wszystko było ok. Nikt nie mówił, nie rób tego, tak nie wolno. Pomyślałam, że jest trochę jak w domu. Jest się mile widzianym, swobodnym. I ta myśl przeszła w piękne poczucie, tu jest mój dom, gdzie Bóg-Miłość. Przypomniał mi się fragment z 1 Listu do Koryntian "Przeto czy jecie czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie." (1 Kor 10,31). Poczułam się wolna, na właściwym miejscu. W przestrzeni, w której nikt nigdzie nie gonił. Gdzie po zamknięciu oczu czuło się na twarzy słońce, lekki wiatr, gdzie szumiały drzewa, grały skrzypce. A wokół przyroda. Nie chciałam wracać, choć już czułam, że Bóg jest obok. 

Wykład z teologii był absorbujący. A mnie nadal nie opuszczało poczucie, że to miejsce stało się w jakiś sposób moje, że chcę tu być często, że to azyl w wielkim mieście. Tak czysto po ludzku, trzeba mieć miejsce, w którym jest człowiekowi dobrze. Gdzie schroni się, gdy wszystko idzie nie tak, gdzie będzie mógł odpocząć, uporządkować myśli. Gdzie po prostu będzie mu dobrze. Ale trzeba powiedzieć, że to nie budynek tworzy nasz dom, tylko atmosfera, ludzie, wszystko co co sprawia, że czujemy się szczęśliwi, choć dobra przestrzeń jest niezwykle ważna. 



Dziś mimo zmęczenia doświadczyłam wielkiego dobra. Piękna przyrody, jesiennego dnia pełnego zachwytów, dobra, ciepła, mądrości, refleksji i Boga, Który zaprasza do Swojego domu i Który jest z przy nas cały czas :) 

Komentarze