Spacerowe rozkminy #4




Jestem po pracy totalnie nieprzyzwyczajona do tego, że o godzinie 19 (prawie) mam już zrobione zakupy, ugotowany skromny obiad, zmyte gary ;) i mam czas na to by sobie poszperać w internecie, za chwilę siądę z książką, potem zabiorę się za pracę duchową i jak będę miała ochotę oglądnę coś. Moje życie jest teraz inne, zupełnie inne niż to, które zostawiłam w moim domu. Zastanawiam się, czy można powiedzieć, że któreś jest lepsze? Chyba nie.

Każda chwila, każde miejsce, wszystko co robimy ma jakiś cel. Mam teraz znacznie lepsze zajęcie. Związane z moimi zainteresowaniami i wykształceniem. A jednocześnie tęsknię za domem, gdzie wszystko było znajome, gdzie moje ręce wielokrotnie dotykały konkretnych sprzętów, gdzie w zasadzie mogłam spokojnie poruszać się myśląc o niebieskich migdałach, bo wiedziałam, gdzie czego szukać. Życie jednak jest dane po to, by się rozwijać, odkrywać nowe talenty, poszerzać wiedzę, nabywać nowe umiejętności. Czasem zasiedzenie się w jednym miejscu jest szkodliwe. A nieraz po prostu trzeba wyjechać, by docenić co się miało. Prawda jest jednak taka, że każda szansa powinna być przyjmowana z radością i wykorzystywana. Każdy dzień czegoś nas uczy.

Nie wiem dokąd zaprowadzi mnie moja droga. Nie mam pojęcia. Uczę się ufności, doceniania dnia codziennego, bez wiecznej obawy o to, co będzie jutro, jak dam radę, a co jeśli... Nie, staram się tego nie robić, choć czasami to karkołomne zadanie. Długi weekend, który spędziłam w domu, dał mi do myślenia. Był wypełniony swojskością, radością, spokojem i pewną nostalgią. Ale dobrze wiedzieć, że wróciłam do nowych rzeczy. 



W domu czytałam "Skandal miłosierdzia" bp Grzegorza Rysia. Piękna książka, jedna z tych, które powinni przeczytać wszyscy, myślę że niejeden raz. Inaczej ukazała mi znane przypowieści, poczułam się jakby nagle ktoś powiedział mi coś po raz pierwszy, coś o czym przecież wiedziałam. Tym razem jednak wybrzmiało to z całą mocą. Nagle skojarzyłam fakty, zrozumiałam troszkę. To piękne doświadczenie. Miłosierdzie jest trudne, to chyba najlepsze stwierdzenie. Z jednej strony chcemy go, ale stosunku do bliźnich jakoś naturalnie człowiek najpierw odnosi się do sprawiedliwości, bo jak to tak? Tymczasem Bóg jest inny, On przebacza, rozumie, nie odpycha. 

Myślę o życiu, takim prostym w sensie franciszkańskim. Braku przywiązania do rzeczy materialnych, radości z tego, co się ma. Staram się nie zwariować w rzeczywistości, która z każdej strony bombarduje mnie coraz to nowymi gadżetami, kosmetykami, ciuchami i innymi rzeczami. Przypominam sobie o bohaterze "Całego życia", o którym Wam niedługo opowiem, choć zapewne większość z Was już czytała tę książkę. I tak sobie myślę, że Egger jest wart naśladowania w tej swojej radości i prostocie. Zadowalał się tym, na co zapracował. Nie nosił w sobie chęci posiadania, nie gonił za pieniędzmi i dobrami. Doceniał proste słowa, gesty, proste życie, w którym posiadał tyle, ile potrzebował. Żadnego zbytku. Podchodził spokojnie do wszystkiego, nosząc w sobie jakieś wrodzone, naturalne przekonanie, że to co się dzieje, jest potrzebne, właściwe. Czy da się czegoś takiego nauczyć? Nie wiem, ale pracuję nad tym, by mieć to, co niezbędne, wracam do franciszkanizmu, który zawsze mi się marzył. Takiego prostego, pięknego. Nie chodzi o to, by wyzbyć się wszystkiego, ale by żyć tak, że gdy czegoś zabraknie, nie będę z tego powodu nieszczęśliwa. 

Jakoś samoistnie nasuwa mi się fragment wiersza "Przedśpiew" Leopolda Staffa: 

I uczę miłowania, radości w uśmiechu,W łzach widzieć słodycz smutną, dobroć chorą w grzechu,I pochwalam tajń życia w pieśni i w milczeniu,Pogodny mądrym smutkiem i wprawny w cierpieniu.


Odnaleźć radość w ferworze dnia, czasem nawet w uśmiechu, radość prawdziwą, a nie śmiech. Docenić to, że czasem płacze się z tego powodu, że mamy uczucia, że serce człowieka jest tkliwe. Zrozumieć, że zło rodzi się z krzywdy i cierpienia i ten, kto rani nie zawsze jest zły. Nie zgadzać się oczywiście na to zło, ale nie przekreślać człowieka. W końcu wstać z uśmiechem i podziękować za każdy dzień. Starać się, by był naprawdę cudowny :).





Komentarze

  1. Bardzo ładny wpis <3 Bardzo mądry. Podziwiam Twoja odwagę do zmian. Do tak dużych, istotnych zmian. Zmiana miejsca zamieszkania, miejsca pracy to spore wyzwanie. Ja wielokrotnie o tym myślałam, niemal pakowałam walizki, zabierałam z pracy ulubiony kubek, a potem nagle doceniałam, to gdzie jestem. Może za bardzo kojarzę zmianę z ucieczką. Trzeba sobie poprzestawiać parę rzeczy w głowie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz