W poszukiwaniu ciszy - Piotr Durak "Świątynie wygnane" t. 2 - Recenzja



"Cerkiew jest problemem. A jeśli z jakimś problemem nie możemy sobie poradzić - próbujemy udawać, że go nie ma. Aż któremuś z podobnych mnie zapaleńców pęknie serce na widok tego, co ze świątynią robi przyroda i czas, narobi zdjęć, wyda książkę, udostępni - wtedy będzie chwilowe poruszenie, a potem?... Dlatego też nie łudzę się, że pomogę, ale jeśli będę swą pracą wywoływał wyrzuty i przypominał - to wystarczy." - s. 14


Wrażliwość to zagadnienie, którego chyba nie jesteśmy w stanie dokładnie opisać. Każdego porusza coś innego, reakcje emocjonalne zachodzą w różnym stopniu. Piękno definiuje się od setek lat, a jednak pozostaje nieuchwytne. Jego idea zmienia się z wieku na wiek. To, co zachwycające i piękne dla mnie, niekoniecznie musi takie być dla drugiego człowieka. A jednak nasze pojmowanie piękna, nasza wrażliwość zazębia się z poczuciem estetyki i głębią innych ludzi, czasem jest to większa, czasem mniej liczna grupa.



W moje ręce trafił drugi i ostatni tom albumu Piotra Duraka "Świątynie wygnane". Sam autor pisze o swojej książce, że zawarte w niej zdjęcia nie muszą się wszystkim podobać, że są smutne, przeznaczone dla wybranych. Ja znów będę polemizować, twierdząc, że powinni zobaczyć je wszyscy. Kolejne cerkwie pieczołowicie odnalezione i opisane goszczą na stronach pięknie wydanej publikacji. I znów czytelnik staje oko w oko z ogromną i nieposkromioną siłą czasu i przyrody. Wędruje z miejsca na miejsce, by przyjrzeć się odchodzącym wolniej lub szybciej miejscom kultu religijnego. Bywa pusto i chłodno, gdy spogląda się na ogołocone cerkwie, w których jedynie posadzka i szare ściany witają przybyszy. Innym razem to już nawet nie niszczejący budynek, ale fragmenty murów i rośliny, bolesna świadomość, że nie pozostało nic do odratowania, że człowiek przybył za późno i pozostaje mu jedynie przyklęknąć w pokorze z modlitwą na ustach. Wiele tu jednak świątyń, które wciąż może czekać dobry los. Z historią, przebrzmiałą ludzką obecnością, pięknymi polichromiami, które mimo upływu lat nadal zachwycają artyzmem.



Jak wspomina Piotr Durak niektóre obiekty obecnie są remontowane, dla innych rodzą się plany, choć jak zawsze największą przeszkodą jest brak pieniędzy i pomysłu na zagospodarowanie tych miejsc. Nieobecność wiernych skutecznie utrudnia plany przywrócenia cerkwiom ich dawnej świetności, a nie każda może stać się zabytkiem czy miejscem spotkań ekumenicznych. I tak stoją majestatyczne mimo uszkodzeń, zachwycające, poruszające. Czytając i oglądając ten album rodzi się we mnie pragnienie, by jak najwięcej tych świątyń zostało ocalonych, bo pomyłką jest ich popadanie w ruinę. Dopuszczanie do tego, by dewastowali je ludzie bez wyobraźni. 

O pięknie zdjęć nie muszę wiele pisać, wystarczy na nie spojrzeć. Znów spotykam się ze świetną grą światła i cienia, z kontrastem między kolorowymi wnętrzami niektórych cerkwi a pustymi, szarymi ścianami. Dobór fotografii z różnych pór roku też nie jest bez znaczenia i świetnie współgra z emocjami, jakie wywołują ujęcia. W końcu spojrzenie na detale, które mówi nie tylko wiele o fotografowanym miejscu, ale także o samym fotografie.



Po raz kolejny dostaję ogromną porcję emocji. Rodzi się we mnie tęsknota. Piotr często wspomina, że lubi położyć się na posadzce, popatrzeć w górę i zrobić ujęcie sufitu. A ja ciągle zastanawiam się, czy poza uwiecznianiem artystycznych sklepień, chwytaniem światła, myśli o kadzidle, które niegdyś wraz z modlitwą szybowało w górę, gdzie patrzy, by potem unieść się do nieba. "Nie zdążyłem tu złapać tyle ciszy, ile bym pragnął" (s.183) pisze o Cerkwi Opieki Bogurodzicy w Woli Wielkiej. Właśnie w tej przejmującej ciszy rodzą się wspaniałe fotografie, w niej rodzi się pragnienie zobaczenia więcej, obcowania z sacrum zapomnianym, opuszczonym, samotnym. To jak już pisałam spotkanie z Bogiem sam na sam. Z Bogiem, który czeka na człowieka, w świątyni ogołoconej z ozdób, nieraz wyposażenia, ale nadal godnej. Czy inaczej rozmawia się w takim miejscu ze Stwórcą? Śmiem twierdzić, że tak. Przekraczając próg opuszczonego domu Bożego człowiek zderza się z milczeniem, spokojem, wyczekiwaniem. I myślę, że to jeden z powodów, dla których autor szuka tych miejsc. Przyciągają go nie tylko przemijającym pięknem, tęsknotą, wzruszeniem. Mając w pamięci poprzedni tom, w którym była mowa o noclegu w cerkwi, mogę za Brandstaetterem napisać "Noce są ciche i pełne aniołów. Te noce oswajają człowieka z gwiazdami i uczą go modlić się milczeniem*". I w tym milczeniu autor zdaje się odczuwa wszystko, obecność i wszechmoc Boga, tęsknotę, melancholię, pokorę, spokój. Tym milczeniem dotknięty nie stara się mówić więcej niż trzeba. Choć z tęsknotą wypatrywałam perełek osobistych przeżyć, jakie pojawiły się w pierwszym tomie, dosadne są precyzja opisów i oszczędność słów. Piotr Durak zostawia czytelnika z informacją o świątyni wygnanej i niezwykle wymownymi zdjęciami. Ja jednak pozwolę sobie myśleć, że właśnie tam autor odnajduje to, czego szuka, tam staje się najbardziej sobą, stykając się z wieloma uczuciami, w obliczu Stwórcy, w przejmującej ciszy.



Mam poczucie, że cokolwiek bym nie napisała, będzie to za mało. Pozostanę w pewien sposób bezradna wobec wymowy samych cerkwi i tego, co czuję patrząc na zdjęcia. Jakkolwiek bym się nie starała, słowa nie oddadzą tego, co rodzi się w człowieku, dla którego wiara ma istotne znaczenie, który wie, że na zapomnienie pewnych miejsc, nie może pozwolić. Spuszczę więc zasłonę milczenia, bo myślę, że to co napisałam wystarczy. Po prostu szczerze zachęcam do zapoznania się z tą publikacją, bo naprawdę warto. 



Książkę można kupić TUTAJ



Za udostępnienie egzemplarza do recenzji serdecznie dziękuję Autorowi. 


Piotr Durak, Świątynie wygnane. Niszczejące cerkwie greckokatolickie w Polsce, t. 2, Oficyna Wydawnicza RuthenicArt, Krosno 2017.


*Zamieszczony w recenzji cytat pochodzi z "Kronik Assyżu" Romana Brandstaettera. 
Roman Brandstaetter, Kroniki Assyżu, [w:] Roman Brandstaetter, Krąg biblijny i franciszkański, wyd. M, Kraków 2004, s. 388.

Komentarze