O tęsknocie do świata baśni




     Patrzę sobie na niedawno kupiony egzemplarz "Władcy Pierścieni" i myślę nad tym, w czym tkwi fenomen takich opowieści. Nie chodzi mi o świetnie wykreowanych bohaterów, zapierającą dech w piersiach fabułę czy znakomity język tej książki. W zasadzie nie myślę jedynie o Tolkienie, ale o wielu innych książkach, które porywają rzesze czytelników.

     Od dziecka gościmy w świecie baśni, bo cóż innego czyta się dzieciom do snu. Poznajemy Kota w butach, Królewnę Śnieżkę, Czerwonego Kapturka, Królową Śniegu, Dziewczynkę z zapałkami i wiele innych postaci. Mieszkamy z zamkach, udajemy się w dalekie podróże, przeżywamy przygody. Potem dorastamy i zmieniamy lektury. Pewnie niektórzy nadal goszczą w magicznych krainach, inni może nie. Ale jakoś tęsknimy do miejsc, w których wszystko jest możliwe. Gdzie możemy być do bólu prawdziwi. Im bardziej świat jest brutalny, im bardziej sprowadza nas na ziemię, tym jakoś bardziej rodzi się tęsknota za miejscami, gdzie dobro zwycięża, gdzie można sobie potańczyć z Hobbitami, pogadać z Aslanem czy powędrować z Wiedźminem. I to są chwile wytchnienia, małe kryjówki, które warto mieć, żeby znaleźć odtrutkę na wiele wydarzeń, które naprawdę ciężko przetrawić...

Komentarze