Michael Neale „Rzeka” - Recenzja



z dedykacją dla Ojca Tymona :)

Powiem szczerze, że czasami trochę mnie irytowała ta książka. Ciągłe mówienie o Rzece, której nazwa ani razu nie pada, rzeczy których być może nie chciałam usłyszeć…, cóż czasami do lektury trzeba dorosnąć, przyznać się do swoich błędów, inaczej spojrzeć na wszystko i nabrać nieco dystansu, by odkryć, że miało się do czynienia z bardzo wartościową książką, która mówi o nas samych.

„Rzeka nikomu się nie narzuca – to ludzie muszą podjąć decyzję, że chcą się do niej zbliżyć. Właśnie dzięki temu woda jest czymś tak szczególnym. Jeśli kogoś interesuje moje zdanie, to uważam, że pogoń za przedmiotami przeszkadza w prawdziwym przeżywaniu własnego życia”.

Wszystko zaczęło się od spotkania na lotnisku. Jak to czasami bywa, że najpiękniejsze i najciekawsze historie poznajemy w najmniej oczekiwanych momentach. Tak też się stało i tym razem .

Gabriel Clarke był zwykłym dzieckiem, które na skutek nieodpowiedzialności innych straciło ojca. Po tym tragicznym wydarzeniu przeniósł się do Cairo, gdzie mieszkała matka. Maggie oraz państwo Earl i Vonda Cartwright starali się pomóc malcowi, który zmagał się ze śmiercią ojca, której był świadkiem, lecz poza swoją miłością niewiele mogli zrobić. Chłopiec był zamknięty w sobie, małomówny a przede wszystkim wycofany w swój świat, gdzie zdawał się czuć bezpiecznie. Stronił od towarzystwa, a z chłopcami spotykał się jedynie po to, by nie smucić matki. Czas mijał a w życiu Gabriela niewiele się zmieniało. Panicznie bał się jakiegokolwiek ryzyka, a przede wszystkim wody, która zabrała mu ojca. Choć kuchnia pani Vondy, starania matki oraz troska Earla, który starał się być dla malca jak ojciec były naprawdę wspaniałe, Gabriel nie przypominał innych dzieci.

Nieco światła do jego świata zaglądnęło dzięki nowej nauczycielce, pannie Collingsworth, pochodzącej z plemienia Czirokezów. To ona pierwsza wspomina bohaterowi o niezwykłości rzeki i daruje mu na urodziny bardzo sugestywny obraz. Kolejnymi promieniami słońca są wyprawy z Earlem na ryby, podczas których Gabriel przełamuje nieco swój lęk przed wodą. Znajduje również nowego towarzysza zabaw, Rio Sky. Wszystko jednak staje na głowie, kiedy jego kolega Jimmy nakłania go do wyjazdu nad rzekę.

Krótki pobyt wśród innych nastolatków, spotkanie Tabithy, dziewczyny, w której Gabriel zakochuje się od pierwszego wejrzenia oraz tajemnicze zdarzenia związane z Rzeką wywracają życie chłopaka do góry nogami. Ten strachliwy, niepewny siebie, zagubiony młodzieniec przechodzi metamorfozę. Na wakacjach, korzystając z zaproszenia Tabithy przybywa do Parku Przygód „Wielka Woda”. Pragnie przeżyć te same emocje, które towarzyszyły mu podczas spływu – ekscytację, poczucie siły, wolności i pewności siebie. W „Wielkiej Wodzie” przyjdzie mu jednak nie tylko zmierzyć się z nowymi obowiązkami czy wyzwaniami, ale przede wszystkim z bolesną przeszłością i emocjami oraz lękami z nią związanymi.

Książka Michaela Neale urzekła mnie swoim ciepłem i mądrością. Potrzebowałam jednak czasu, by prawdziwie docenić jej piękno i wszystkie zalety. To historia o zmaganiu się z własnym życiem, poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, walce z lękami i dojrzewaniu do bycia prawdziwie wolnym i szczęśliwym człowiekiem. Opowiada także o sile potrzebnej do stawienia czoła swoim ograniczeniom, paraliżującemu i odbierającemu radość życia strachowi, zakamuflowanemu przez lata gniewowi oraz o przebaczeniu. Pokazuje jak jedno zdarzenie rzuca się cieniem na życie człowieka i jak z jednej strony wiele a z drugiej jak mało trzeba, by zmienić swój świat. Autor ukazuje jak można stać się niewolnikiem strachu oraz jak trudno zrobić pierwszy krok ku prawdziwemu życiu, zwłaszcza gdy jest się samemu. Podkreśla rolę ludzi, których mamy dookoła. Jeśli miałabym powiedzieć, o czym jest „Rzeka”, to powiem krótko, że o zmaganiu się z życiem, które nieraz potrafi być bardzo trudne. Warto jednak stanąć do walki, gdyż:

„Wczoraj już minęło, więc nie próbuj go zmienić.Nie wiesz, co niesie jutro – naucz się je cenić.Ale najlepsze jest dzisiaj – nie daj go sobie na inne wymienić”. (s. 166)

Ta prosta rymowanka, przypomina jak żyć, by nie tracić czasu na zamartwianie się tym, co odeszło i wobec czego jesteśmy bezsilni. Uczy otwierać się na nowe, to co przyniesie los, a przede wszystkim, żyć tak, by nie tracić ani minuty i nie pozwolić by nasze lęki, ograniczenia, wątpliwości stanęły nam na drodze do szczęścia.

Bardzo spodobała mi się w „Rzece” postać Ezry, człowieka, który przeżył kawał życia i łączy w sobie cechy opiekuna, powiernika i mędrca. Ten niezwykły staruszek przypadł mi do gustu, ponieważ nie wtrącał się, nie odgrywał wszystkowiedzącego. Nikogo nie krytykował, lecz mówił tyle, ile powinien i wtedy, gdy powinien. Starał się przekazać swoją mądrość tak, by pomóc innym. Nie szastał opiniami, ocenami, lecz starał się zrozumieć drugiego człowieka i ukazać wiele rzeczy z innej perspektywy. Przyznam, że chyba każdy chciałby mieć takiego przyjaciela, gdyż to prawdziwy skarb.

Kończąc. „Rzeka” to pięknie napisana, pełna mądrości, ciepła, dobrych słów książka, która uczy jak żyć, gdyż opowiada o nas samych, ludziach zmagających się z trudnościami losu. Gorąco polecam na ciepłe i chłodniejsze dni :).

Michael Neale, Rzeka, przeł. Zbigniew Zawadzki, Labirynty kolekcja prozy, wyd. WAM, Kraków 2013.

Komentarze